czwartek, 29 stycznia 2009

Donna Karan - Black Cashmere







Czym jest dla mnie Black Cashmere? Jednym z zapachów, którego będę używać choćby rodzina się ode mnie odsuwała, znajomi zachowywali 'bezpieczną odległość' , a psy na mnie warczały...


Te perfumy nie są piękne 'obiektywnie' , nie są tworem dla mas jak niektóre inne twory Donny Karan [te wszystkie zielone, czerwone jabłuszka, o których zdecydowana większość ludzi powie 'ładny zapach']. Są chropowate, mocno przyprawione i lekko wiercące w nosie... niektórych to zauroczy, innych będzie drażnić,albo przyprawiać o ból głowy.

Pierwsza faza perfum na pewno nie jest jak kaszmir. Jest szorstka i trąca jak krótka, koźla sierść. Po nosie uderzają przyprawy i coś lekko gorzkawego. Coś pięknego [choć przeciwniczki zapachu pewnie już podejrzewają mnie o masochizm].
Potem robi się tylko lepiej-kaszmir cudownie mięknie i przytula ciepło do skóry[Czuję też przez krótki cza coś kwaskowego,ale to na mnie szybko mija]. Stapia się z nią , przyprawia...jeśli zapach może indywidualizować jednostkę, to właśnie to cudo zamknięte w czarnym kamyku ma taką moc. Jest wyjątkowy...ale wybredny :)

Gdybym miała 'ucieleśnić' Black Cashmere, przybrałoby postać fauna. Małego wrednego satyra z szorstką sierścią od pasa po kopytka,a od pasa w górę niewinnie uroczego...uroczego tylko z pozoru, bo gdy się taki zbliży nigdy nie wiadomo co zrobi, co szepnie na uszko i jak to się skończy...


Opakowanie-
piękne [nie powiem,że jak zapach, bo zapach jest jednak ładniejszy ]. Czerń pasuje do zapachu. Faktura trochę mniej, bo BC gładki i śliski nie jest ;)

Trwałość-
bardzo dobra.

Gdzie pasuje-
ja tam mogę nosić go wszędzie. Ale jakbym miała wybierać, to pasuje bardziej na wieczór . I to wieczór jesienny,albo zimowy. Najlepiej 'w trójkącie' z aromatyczną herbatą, ciepłym, czarnym swetrem i kominkiem naprzeciw [latem na lato i wiosnę i tak mogę polecić :P]

Komu pasuje-
kojarzy mi się z kobietami pewnymi siebie. I to nie tylko pewnymi siebie w sensie odwagi, ale i znającymi siebie-swoje zalety i wady...i potrafiącymi i zalety, i wady uczynić pociągającymi...

Nuty zapachowe:
szafran, przyprawy masala, biały pieprz, goździki, gałka muszkatołowa, ziele angielskie, żarnowiec miotlasty, róża, etiopskie kadzidło, singapurska paczula, afrykańskie drzewo Wenge, drzewo miodowe, labdanum, wanilia, ambra, miód

środa, 28 stycznia 2009

Kylie Minogue - Showtime EDT


'It's a Showtime!" wrzasnął tłusty mężczyzna na scenie jakiegoś kiepskiego baru. Podniosła się kurtyna i ukazała małą, spłoszoną blondyneczkę. Miała tańczyć, śpiewać , rozgrzać publikę. Ale nie mogła. Delikatnym, cichym, słodkim głosem powiedziała ,że nazywa się Dolores i ,że dziś będzie dla nich śpiewać. Zaśpiewała cicho parę piosenek o pięknej ,romantycznej miłości i bez oklasków zeszła ze sceny. Czuła,że nie była sobą,że strój jak z Moulin Rouge zupełnie jej nie pasuje-ani kabaretki, ani szpilki, ani różowa kusa sukieneczka odsłaniająca troszkę za dużo. W garderobie szybko ubrała różowy, miękki sweter i jeansy. Chwilkę jeszcze pochlipała,że jej show, to nie był żaden show i poszła do domu.

No i Dolores pewnie pachniała Showtime Kylie Minogue-zapachem słodkim , pudrowym,ale zupełnie nieporywającym. Ewentualnie widziałabym nim rozkapryszoną dziewczynkę. Wiecznie niezadowoloną 'księżniczkę',która ma wszystko,ale jeszcze coś by chciała.

Początek jest mocny, jakby jeżynowo-malinowy. I bardzo słodki. I ciężki. Rozwija się na mnie w kierunku "jeżyny w pudrze". Zresztą od początku niewiele jest poza tym. Tyle,że tak jak na początku był duszący i ciężki, tak potem robi się delikatniejszy i subtelniejszy.

Największa zaleta-trwałość. Siedzi na mnie tak z 6 godzin. Szkoda tylko ,że przez te 6 godzin prawie się nie zmienia-tylko traci na mocy i intensywności.

Największa wada-wtórność. Wąchając Showtime miałam wrażenie ,że to powtórka z rozrywki po testowaniu zapachów Britney. Chyba wszystkie słodkie, sławne kobiety mają ten sam gust...albo zatrudniają te same 'nosy' :)

Opakowanie-tu jest na plus. Bardzo ładny kryształek nam Kylie sprezentowała. Szkoda,że różowy,ale w sumie ten kolor do zapachu mocno pasuje , więc opakowanie oceniam na plus.

Trwałość-Bardzo trwały.

Gdzie pasuje-Pasuje na romantyczne wieczory,a nie show. Lepiej zgra się z lawiną czułych słówek niż charyzmą gwiazdy.

Komu pasuje-wielbicielki owocowych, ciężkich słodziaków powinny być usatysfakcjonowane.


Nuty zapachowe:
nuta głowy: poziomka, jeżyna, czarna porzeczka
nuta serca: róża, niebieska frezja, bez, tajska lilia, lukrecja
nuta bazy: akcent migdałowo-waniliowy, białe piżmo, palisander

Slava Zaitsev - Maroussia


Był amerykańskim agentem...właśnie wchodził do pokoju przełożonego, gdy minęła go sekretarka szefa. Nawet nie zwrócił na nią uwagi...ale ona na niego tak. Wiedziała ,że to jej cel.
Gdy skończył misję wrócił złożyć raport. Zaczytany tym razem jej nie minął obojętnie...Wpadł na Maroussie. Ona tylko podniosła oczy i lekko się uśmiechnęła,a on stał tak jeszcze przez dobre parę minut dziwiąc się dlaczego do tej pory nie zwrócił na nią uwagi.
Dziś wydawała mu się zjawiskowo piękna-czerwona szminka na ustach, chłodne i bystre spojrzenie niebieskich oczu spod długich rzęs. Zawsze kojarzyła mu się myszką skuloną gdzieś przy biurku, w spódnicy za kolano, luźnym sweterku i grubych rajstopach. Czyżby światło w jej pokoju było kiepskie i ukrywało jej urodę? Albo do tej pory była ciężko chora....stał tak i głupio myślał [w końcu to facet :P],a ona wiedziała,że już jest jej.
Następnego dnia też przyszedł...mijając ją w holu szukał jej zapachu-pachniała narcyzami i słodkimi kwiatami. Tak na prawdę nie miał nic do załatwienia. Przyszedł tylko ją zobaczyć. Upewnić się ,że dalej jest piękna. No i była.
Staną przy oknie i spojrzał w dal-wziął głęboki wdech. Musiał ją mieć. Szybko! Odwrócił się...a obok niego stała już Maroussia. Bez słowa zarzuciła mu ręce na szyję i pocałował. Słodko, namiętnie i odurzająco. Nie czuł nic innego poza jej ustami i zapachem. A potem odwróciła się i odeszła.Spojrzała jeszcze z uśmiechem przez ramię,żeby zobaczyć,że znowu stoi tak jak ostatnio-osłupiały, nie wiedząc co powiedzieć, czy krzyknąć za nią, czy ruszyć jej śladem, czy może nie powinien nic robić. I tak został zanim zamknęły się za nią drzwi jej pokoju.
Przychodził tak jeszcze przez parę następnych dni,ale jej nie było...wracał do domu straciwszy nadzieję,że jeszcze ją zobaczy-może po prostu zmieniła pracę? Może to przez tamto zajście? Zagubiony gdzieś między tym 'czy ją jeszcze zobaczy', a tym ,że 'strasznie pragnie jeszcze raz poczuć jej zapach' staną przed drzwiami swojego domu. Podniósł wzrok i zobaczył tą , którą najbardziej chciał teraz ujrzeć. Przed nim stała dziewczyna o czerwonych ustach i przeszywającym spojrzeniu. Spytała czy chce ,żeby weszła,a on tylko skinął głową i otworzył drzwi. W środku było ciepło,a po chwili zrobiło się jeszcze cieplej. Maroussia nie miała wstydu i pruderii matek, babć, czy większości kobiet z tamtych lat. Wiedziała czego chce i to wzięła,a pragnęła 'jego' i tego co mógł jej powiedzieć...gdy stała przed nim nago, odpowiadał na wszystkie jej pytania-gdzie będzie następna misja, kiedy, co i jak...gdy już zasypiał wtulony w jej włosy Maroussia wiedziała już wszystko.A on? Nie był już jej potrzebny. Gdy tylko zasnął ubrała się i wyszła.
Biedny, zauroczony agent następnego dnia obudził się sam. Tylko poduszka jeszcze trochę nią pachniała. Szukał jej jeszcze, ale nigdy nie znalazł. Zresztą nie miał na to za dużo czasu-tylko do następnej misji,której sekrety jej zdradził...zginął z ręki rosyjskiego wroga,który tylko na niego czekał. A Maroussia? W tym czasie w czerwonej bieliźnie, na jedwabnym prześcieradle słuchała szczegółów innej misji...takiej , w której zginie następny z jej 'ukochanych' wrogów.

Taka jest Maroussia-piękna, odurzająca i sprawiająca,że mężczyzna może się zapomnieć w jej ramionach. Narcyzowa, dosyć agresywna nuta łączy się z ciężkim ylang ylang i delikatnie przeplata z wanilią. Mimo tej wanilii zapachu nie zaliczylabym do słodkich. Wydaje się trochę chłodny i przeszywający. Nie jest nachalny, raczej intymny i zmysłowy. W miarę jak wygasa staje się subtelniejszy i łagodniejszy. Ostry narcyz stopniowo się ulatnia i zostawia na nadgarstku coraz cieplejszą nutkę.

Czytając wcześniej [przed wypróbowaniem Maroussi] inne recenzje spodziewałam się najgorszego-stęchłych kwiaków, alkoholowych nutek,albo bazarowej klasyki...wypróbowałam sama i stwierdzam,że Maroussia jest kobietą o wielu twarzach-może być zmysłowa,w koronkowej bieliźnie,albo odpychająca w babcinej huście na głowi. Może pić dobre czerwone wino,ale nie pogardzi i wódką [w jednej z recenzji spotkałam się ze stwierdzeniem,że Maroussia śmierdzi wódką :)]...wszystko zależy od tego 'przy kim' się trzyma. Widocznie na różnych kobietach pachnie inaczej...albo każdy inaczej ją odbiera.

Opakowanie-mam tylko próbkę, więc flakonik widziałam tylko na zdjęciach. Wydaje się całkiem ładny i pasujący do zapachu i klimatu Rosji.

Trwałość-bardzo dobra. Zapach wyraźnie czuć co najmniej przez 5 godzin. A taki 'rozmyty' zostaje jeszcze dłużej.

Gdzie pasuje-Raczej na wieczór mimo,że nie jest z kategorii ciężkich. Maroussia kojarzy mi się z atmosferą intymności i zmysłowością, dlatego wydaje mi się,że będzie dobra na spotkania we dwoje.
Jak chodzi o porę roku, to kojarzy mi się z jesienią,ale nadaje się do całorocznego użytku [zimą nie chłodzi,latem nie dusi :P]

Dla kogo-
dla kobiet penych swego pękna. Takich , które porafią się rozebrać przed mężczyzną, stanąć na przeciw śmiało patrząc w oczy [chociaż w takim wypadku ze spotkaniem męskiego spojrzenia może być pewnien problem. A z zatrzymaniem go na dłużej na pewno :)]

Nuty zapachowe:
nuta głowy: ylang ylang, narcyz, czarna porzeczka
nuta serca: róża, jasmin, lilia, kwiat pomarańczy
nuta bazowa: ambra, piżmo, wanilia, drzewo sandałowe

Chopard - Wish



W pierwszej chwili skojarzył mi się z Midnight Fantasy [ulepem Britney]-dużo słodkości i tyle. Ale ulepowa nuta dość szybko schodzi [po jakiś 15 minutach] i zapach robi się ciepły i dużo mniej syntetyczny niż Midnight Fantasy.

Mimo że w nutach zapachowych nie ma jagód, na sobie dość wyraźnie je czuję [połączenie porzeczek z gruszką dało taki efekt?]Jagody rosnące na leśnej polanie. Przesiąknięte zapachem rosnących na około kwiatów. Zrywa je dziewczyna w białej sukience skropiona waniliowymi perfumami. Nie spieszy się-robi to dla przyjemności. Część od razu zjada, część wrzuca do koszyka. Co jakiś czas siada pod drzewem i marzy...wizja słodka, leniwa i niepraktyczna [w białej sukience na jagody?Ale nic nie poradzę,że zapach kojarzy mi się właśnie z bielą :)]. Taki właśnie jest Wish. Słodycz wanilii przeplata się z jagodową nutką, leniwie otula i słodko otacza. Sama przyjemność-bardzo miło siedziałoby mi się koło osoby ,która pachnie Wish'em,ale sam zapach niestety nie jest dla mnie. Po prostu ta słodycz i powolne ,leniwe ruchy do mnie nie pasują [chociaż leniwa bywam,ale przejawem tego jest sodoma i gomorra w moim pokoju, panika przed sesją egzaminacyjną i spanie do 13.00,a nie delektowanie się słodkim lenistwem :P].

Rozwija się bardziej słodko. Jagody słabną. Muszę powiedzieć,że byłam zawiedziona przede wszystkim jednym-w tych perfumach nie czuć na mnie zupełnie kadzidła. Pod koniec wychodzi conajwyżej leciutki dymek,ale to chyba tylko jeden listek na jagodowym krzaczku się spalił,a nie żadne kadzidło.

Opakowanie-
wyjątkowo ładne,ale trochę niewygodne. Mam tylko miniaturkę, więc nie ma problemu,ale większe flakony lubię mieć poustawiane-a to musi leżeć .

Trwałość- raczej dobra.

Gdzie pasuje?- bardziej na wieczór. Idealny na spotkania 'we dwoje'.

Dla kogo?- dla ciepłej , spontanicznej kobiety. Kojarzy mi się raczej z typem romantyczki, marzycielki itp.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: czarna porzeczka, gruszka, akacja, agrest
nuta serca: kwiaty paczuli, magnolia, jaśmin, osmantus
nuta bazy: ambra, wanilia, bób tonka, karmel, kadzidło

Molinard - Nirmala
















Jak wącham nadgarstek niedługo po psiknięciu-mam przed oczami wielką, soczystą, bardzo dojrzałą brzoskwinię [chociaż nie ma brzoskwini w 'składzie']...do tego z aksamitnym meszkiem :) Na początku czuć same owoce [jakby brzoskwinia i mango], a w miarę jak zapach się rozwija dodawana jest bita śmietana-dochodzi lekko waniliowa, śmietankowa słodycz.


Z czasem twór Molinarda bardzo ładnie stapia się ze skórą. Pasuje do jej zapachu, nie odcina się i ma się wrażenie,że skóra nie jest zapachem spryskana, a zapach wychodzi z niej. ..ciepła, delikatna , subtelna i dyskretna woń kobiecej skóry. Znika w 'kremową' stronę,ale brzoskwinie i tak zostają . Do tego dochodzi coś cięższego i Nirmala traci swoją świeżość...i tak jest ładna ,ale na początku jest bardzo ładna [aż chce się polizać rękę :)]

Moim zdaniem zapach pasuje do kobiety o ciepłym typie urody. Przy ciepłej karnacji [szczególnie brzoskwiniowej :)] Na prawdę zdaje się jakby skóra promieniała brzoskwiniową słodyczą.

Opakowanie: Niestety, nieładne. Granatowa flaszeczka [to dobre określenie, bo słowo 'flakonik' zupełnie mi tu nie pasuje] nijak się ma do zapachu. Wygląda trochę tandetnie i nieatrakcyjnie.

Trwałość: Przyzwoita. Trzyma się na mnie dobrze: z ogonem jest przez jakieś 2 godziny, dobrze wyczuwalny z bliska przez ok.4. Potem już się trzeba we mnie bardziej wtulić :)

Gdzie pasuje: raczej zapach dzienny. Pora roku chyba pasuje każda-ogólnie takie klimaty najbardziej pasują mi na lato,ale zimą też przyjemnie pachnieć słodkimi, soczystymi owocami.

Dla kogo:Jak wyżej-najlepiej dla pań o ciepłej karnacji. Kojarzy mi się z optymizmem, świeżością i radością, więc pesymistki chyba sięgną po inne perfumy ;)

Nuty zapachowe:
nuta głowy: mandarynka,grejpfrut,owoc pasji,mango
nuta serca: jaśmin,tropikalne kwiaty,wanilia
nuta bazy: bób tonka,drzewo sandałowe,niebieski cedr

sobota, 10 stycznia 2009

Jesus del Pozo - In Black



Namiętne , ciężkie, odurzające-to pierwsze trzy rzeczy jakie przychodzą mi do głowy wąchając te perfumy. Wyjątkowo ciekawa mieszanka wyszła z tak 'niebezpiecznego połączania nut [nuty owocowe, kwiatowe, drzewne, słodycze ,pieprz....]

To mój ulubiony zapach ,który wyszedł spod ręki del Pozo. Jezus w czerni bardzo przyjemnie się na mnie rozwija. Na początku uderza ciężką wonią czarnych wiśni i czarnych lilii. Potem wiśnie i lilie łagodnieją i wynurza się powoli pieprzowa nutka [tu miłe zaskoczenie, bo 'o pieprz' bałam się najbardziej-jak dla mnie łatwo nim 'spieprzyć' sprawę-ze względu na nieudaną pieprzową nutę nie toleruję Elle YSL]. Większość pozostałych składników raczej dodaje tylko smaczku-lukrecja przysłodziła In Black, grejpfrut troszkę orzeźwia, bo ciężkie lilie+dojrzałe wiśnie+pieprz mogłyby być same jakimś strasznym migrenogennym killerem :D]. Co ciekawe nie czuję tu nawet pod koniec wanilii [tylko zupełnie pod koniec, jak zapach jest już bardzo słaby]. Za to potem mocniej czuć grejpfruta.

Starając się 'ucieleśnić ' jakoś In Black [zawsze tak łatwiej sobie wyobrazić zapach :)] warto zastanowić się jaką jest odmianą czerni-bo przecież może być czerń elegancka, smutna, seksowna [i inne :P]...Del Pozo zawarł tu trzecią odmianę-jego czerń jest namiętna i zwracająca uwagę ,ale nie wulgarna-jest w niej też coś z elegancji...


Niestety na mnie In Black ma jedną wadę- ja wiem,że nigdy święta nie byłam,ale spodziewałam się,że Jezus potrzyma się na mnie trochę dłużej [tym bardziej,że to ciężkie perfumy]...


Opakowanie-
wyjątkowo ładne i tym razem estetyka idzie w parze z wygodą [czyt. opakowanie można normalnie otworzyć, wygodnie się psika itp]. Już sam kartonik jest 'przyjemny'-czarny, miły w dotyku [ok-wiem,że to nie jest najważniejsze :P]. Sama buteleczka - świetna-czarna, elegancka , w kształcie kuli na nóżce. Jedyny minus ,to to,że nie da się zobaczyć ile perfum zostało-opakowanie jest nieprzeźroczyste i nawet pod światło trudno cokolwiek stwierdzić]

Trwałość-niestety średnia

Gdzie pasuje?-
raczej na wieczór

Dla Kogo?- dla kobiet lubiących ciężkie zapachy, niewrażliwych na 'poperfumowe' bóle głowy

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: czarna wiśnia, czarny pieprz i różowy grejpfrut.
Nuta serca: róża, czarna lilia, jaśmin i fiołek.
Nuta podstawowa: drzewo lukrecji, wanilia z Madagaskaru, marokański cedr i indonezyjska paczula.

piątek, 9 stycznia 2009

Chanel - Egoiste


Prawdziwy facet...silny , szorski, skrajnie męski. Egoista...na początku stoi na środku sali i rzuca gniewne spojrzenia-mężczyźni spuszczają wzrok, kobiety wzdychają. Podchodzi do jednej z nich, obejmuje silnym ramieniem i patrzy głęboko w oczy...

Ona czuję tylko jak jej drżą wargi i miękną kolana pod wpływem mocnej drzewno-korzennej nuty. O nic nie pyta, idzie za nim oszołomiona intensywnym zapachem.
Gdy są już sami niespodziewanie całuje ją w usta i patrzy głęboko w oczy. Teraz jest inny- słodki, delikatniejszy-mężczyzna na całe życie.

Taki jest Chanel'owski Egoista. Najpierw daje po nosie intensywnym, ostrym zapachem, by potem złagodnieć , przechodząc w słodkawe nuty. Interesująca przemiana. Dzięki tej drugiej fazie jest to mój ulubiony męski [mimo tej słodkawej nuty nie można odmówić mu męskości] zapach. Na tyle uległam jego wpływowi,że...noszę go sama [tym samym pachnę bardziej męsko niż niejeden facet na UG :>]

Na mojej skórze w pierwszych nutach najintensywniej czuć nuty cytrusowo-drzewne. Potem wychodzi ta szlachetna,niedusząca wanilia. Gaśnie w stronę drzewno-waniliową.

Opakowanie-
proste, klasyczne, wygodne. Problem jest tylko w przypadku miniaturek, ponieważ mają bardzo wąskie ujście 'splasha' .

Trwałość-zadowalająca.

Gdzie pasuje?- na mężczyźnie właściwie wszędzie.

Dla kogo?-dla pewnego siebie faceta.

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: sycylijska mandarynka, brazylijskie drzewo różane.
Nuta serca: kolendra, róża damasceńska.
Nuta bazowa: drzewo sandałowe, wanilia, nasiona malwy moschata.

czwartek, 8 stycznia 2009

Britney Spears - Midnight Fantasy



W tym przypadku sprawdza się powiedzenie 'co za dużo to niezdrowo'...a do tego zapachu Britney wrzuciła zbyt dużo słodyczy.

Zapach sprawia wrażenie , jakby przygotowano go według następującej receptury:
1.weź duży gar i patyk do mieszania
2. wsyp do gara 10 kg troszkę już przejrzałych jeżyn [w składzie są maliny,ale to co wącham bardzie przypomina mi syntetyczne jeżyny]
3.dodaj trochę kandyzowanych owoców i wsyp 5kg cukru.
4.wymieszaj, porozgniataj itp
5. dodaj parę płatków irysa
6.wrzuć parę lasek wanilii
7.porozlewaj do atrakcyjnych buteleczek,żeby się sprzedawało.

W sumie to co wymieniłam w 'przepisie' to jedyne co na sobie czuję w tym zapachu. Nie znajduje tam żadnych ciemnych czereśni,a tym bardziej śliwek. Kwiatów to jest tyle , co kot napłakał [chyba ,że ta dusząca woń owoców w cukrze jest podbita ciężką orchideą..może nie rozróżniam w tej całej słodyczy....].

W sumie nawet nie ważne co w tym jest-dla mnie Midnight Fantasy jest zdecydowanie zbyt duszące , słodkie, nudne i sztuczne. Powstało chyba tylko dlatego,że Brit musiała dźwignąć się z kryzysu i zarobić coś na nowe ciuszki.

W miarę noszenia zapach robi się mniej uciążliwy niż na początku-pozbywa się części cukru i syntetyczności,ale dalej jest nudny i za słodki.


Opakowanie-całkiem fajne. Kontynuacja pomysłu z Fantasy,ale tym razem na szczęście nie jest wściekle różowe. Całość w granacie prezentuje się znacznie lepiej.

Trwałość-
całkiem znośna,ale bez specjalnego zachwytu.

Gdzie pasuje?
na pewno nie pasuje na upały-chyba bym się w nim udusiła :) Jak sama nazwa wskazuje - do noszenia wieczorem.

Dla kogo?-
dla kobiet lubiących słodkości...wściekłe słodkości :) Z góry proszę wielbicielki zapachu o nie 'obrażanie się' ;). Powyższe to tylko moja opinia,a zapach wyjątkowo mi 'nie podszedł'.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: czarna czereśnia, malina, śliwka
nuta serca: kwitnąca orchidea, irys, frezja

nuta bazy: ambra, piżmo, wanilia

Gabriela Sabatini - Devotion


'Zapach wspomnienie' z dwóch powodów:
1.już go nie produkują i można dorwać do raz na ruski rok na allegro
2.był to pierwszy zapach, który pokochałam. Pierwsze perfumy,które nosiłam i nosiłam do znudzenia...a do tej pory się nie znudziły.

Zapach jest ciepły, słodkawy,ale nie duszący. Kojarzy mi się z flamenco-jednocześnie zmysłowy, żywy i odurzający. Zresztą nazwa też pasuje [zapach nie pasuje do' typowego' poświęcenia-nie kojarzy się z wyrzeczeniami czy 'męczennicą']-już widzę latynoską piękność wyginającą się i prężącą z kropelką potu na skroni. Zamaszystymi ruchami wywija spódnicą, obcasem wystukuje rytm...kobieta pełna temperamentu-zapach pełen temperamentu! Nie oszczędza się, daje z siebie wszystko co najpiękniejsze.

Jak chodzi o nuty zapachowe, na mnie czuć czerwoną porzeczkę, leciutko doprawioną wanilią. Wybija się też drzewna nutka. Nie czuję nuty pralinek-przynajmniej nie takiej, którą uraczyła mnie Lolita. I dobrze, bo takie lekko syntetyczne pralinki zgasiłyby świeżość Devotion.

W dalszych 'fazach' zapach na szczęście pozostaje żywy. Miłe zaskoczenie, bo moja skóra chyba ma tendencje do 'podbijania' nuty wanilii i większość perfum zawierających te słodkie pałeczki ewoluuje właśnie w kierunku wydobycia tej słodkości.

Opakowanie-proste, estetyczne, wygodne. Czerwony kolor świetnie pasuje mi do zapachu

Trwałość-całkiem dobra. Szczególnie,że nie są to perfumy z najwyższej półki

Gdzie pasuje?- raczej na dzień,albo na romantyczne wieczory we dwoje...chociaż oficjalnie rekomendowany jest na wieczór [więc po prostu wszędzie będzie ok :P]

Dla kogo?-... dla mnie na pewno :D

Nuty zapachowe:

Nuta głowy: cytryna, porzeczka

Nuta serca: praliny
Nuta bazowa: wanilia, drewno sandałowe

Chanel - Cristalle



Początek-ostry , ziołowy...agresywnie rzuca się na nozdrza i odpycha...trzeba to przeczekać. Nawet nie trzeba czekać długo,żeby zapach złagodniał i pokazał bardziej eleganckie,klasyczne oblicze.

Wąchając teraz nadgarstek i wyobrażając sobie kobietę ,która mogłaby mieć go na sobie ,widzę ciemnowłosą panią o jasnej karnacji i zimnych oczach. Usta pociągnięte czerwoną szminką, zgrabna, dumna sylwetka częściowo zakryta jest przez dobrze skrojoną garsonkę. Do takiej kobiety pasuje mi Cristalle-władczej, chłodnej , bezkompromisowej. Mającej gdzieś szowinistów i 'męski świat'-ona wie,że nikt nie ma z nią szans...Trzyma emocje na wodzy, wie co chce osiągną i ,że pewnie jej się uda.

Cristalle jest zapachem jak dla mnie dość typowym dla Chanel-czystym i 'zdystansowanym'. Pasującym praktycznie wszędzie-bo tam gdzie potrzeba być elegancką pasuje idealnie,a tam gdzie nie trzeba, to i tak za elegancje nikt nas nie zgani :P Przez tą uniwersalność nie ma dla mnie 'tego czegoś' . Nie ma oryginalności, niczego przykłuwającego uwagę i karzącego dłużej się w Cristalle wwąchać...Jest dla mnie martwy i zimny-jak kryształ , sopel...

Opakowanie-proste, eleganckie, mało zwracające uwagę

Trwałość-intensywny jest na mnie krótko,ale 'coś z niego zostaje' dosyć długo :P

Gdzie pasuje?-do pracy, na spotkanie biznesowe itp.

Komu pasuje?-eleganckim kobietom

Nuty zapachowe:
nuta głowy: mandarynka sycylijska, cytryna sycylijska, brzoskwinia
nuta serca: hiacynt, wiciokrzew
nuta bazy: jaśmin orientalny

Lolita Lempicka EDP

Pierwsza i podstawowa wersja...pramatka późniejszych słodyczy,które wyszły spod ręki Lolity Lempickiej...

Dla mnie Lolita jest słodyczem ciekawym-zionącym głównie nasyconą lukrecją doprawią anyżem i nutką pralinek jakby prosto z pudełka. Kapryśna i humorzasta, choć wydaje się niezmienna...rzeczywiście jest jak podlotek, dziewczynka ,która dopiero smakuje swojej kobiecości i wpływu na innych-czasami to bawi, czasami podnieca, a czasami ...przyprawia o ból głowy. Zapach nie ewoluuje na mnie jakoś specjalnie [dlatego niezmienna]-po prostu ulatnia się trochę nutka anyżu i zostaje inny rodzaj słodyczy-przyjemniejszy w późniejszych tonach.

Ale na początku to wszystko nieważne-większość osób poznając Lolitę zakochuje się w niej-jak w małej , słodkiej dziewczynce. Jak w dziecku. Nikt nie spodziewa się kaprysów i 'włażenia na głowę' po tym aniołku...bo Lolita
swoje prawdziwe oblicze pokazuje dopiero później-najczęściej gdy mamy już swoją własną [najlepiej 100 ml :P].Wtedy czuje się trochę pewniej i zaczyna wiercić , gnębić, upajać i uwodzić. Na przemian omamiać i odpychać. Raz ma się ochotę pozbyć tej paskudy, stawia się ją w kącie...ale wkrótce potem nachodzi ochota ,żeby przytulić się z nią znowu. A ona znowu swoje :)

Prawda jest taka,że ta Lolita odkryła już swoją kobiecość i do kobiety ,a nie nastolatki pasuje. Z kobietą znajdzie wspólny język,a z nastolatką już się nie dogada. W zbyt młodym towarzystwie Lolita będzie wyglądała dalej jak mała dziewczynka i straci swój 'lolitkowy' urok. Kobieta w średnim wieku to
już nie jej pokolenie-tylko się wynudzi, straci życie i będzie mdłą, słodką myszką...
Niezależnie jak układają się jej relacje z kobietami [nosicielkami :)] na ogół podobnie
dogaduje się z mężczyznami-kusi , prowokuje, zwraca uwagę...


Opakowanie-ładne, misternie wykonane ,fioletowe jabłuszko. jedyna wada to brak korka-ogonek jabłuszka ładnie wygląda ,ale w torbie ,bez kartonika zpch może się 'wypryskiwać'

Trwałość-
świetna. Całodniowa :)

Gdzie pasuje?-
raczej na wieczór. Lolita to idealny zapach na jesień i zimę-słodki i ciężki :P Dla kogo?-dla młodych kobiet. [moim zdaniem]


Nuty zapachowe:
nuta głowy: lukrecja, bluszcz, anyż gwiaździsty z dodatkiem orientalnych nut kwiatowych
nuta serca: fiołek, irys, wiśnia amarena
nuta bazy: wanilia, pralinka, bób tonka, wetiweria, piżmo, paczula.

Christian Dior - Hypnotic Poison


Moja ulubiona z trucizn [a poznałam prawie wszystkie-tylko Tender Poison mi gdzieś uciekła]. Ciepła, 'chropowata' mimo lekkiej, waniliowej słodyczy dosyć ostra.

Na początku zapach jest czysty , słodkawy,ale mimo słodkości dość świeży-nie duszący, nie gnębiący i nie przyprawia o ból głowy [przynajmniej mnie]. Ja w nim czuję leciutko kwaskowatą nutkę [ziele angielskie, którego w innych perfumach raczej nie trawię?],która szybko mija.

m dłużej noszę go na sobie, tym zapach staje się delikatniejszy [ w sensie mnij wyczuwalny],ale jednocześnie cięższy i bardziej przytłaczający sam w sobie. Ale jakoś ten słodki ciężar jest mi miły :P Nie wiem...coś w sobie ta trucizna ma...wybierając ten zapach nie powinno się moim zdaniem patrzeć na nuty zapachowe, bo w Hypnotic poison raczej ciężko je [dla mnie przynajmniej ] wyszczególnić- dobrze czuję i rozróżniam drzewo sandałowe,nutę różaną i jaśmin,ale nie patrząc na rozpiskę nut nie powiedziałabym,że jest tam np.kokos-na mnie po prostu go nie czuć.

Jedyny minus tej trucizny,to o co się z nim dzieje po imprezach. Okropnie komponuje się z dymem papierosowym [oczywiście wszechobecnym w pubach , klubach itp],którym nasiąkają włosy. Wzmacnia jego odór i wtedy dopiero może przyprawiać o ból głowy :P

Opakowanie-niestety najbrzydsze ze wszystkich trucizn. Czerwone [czerwień akurat bardzo do zapachu pasuje], nieprzeźroczyste, wygląda jak plastikowe, kiczowate.

Trwałość-bardzo dobra. Jak użyję jej przed imprezą, rano dalej ją na sobie czuję.

Gdzie pasuje?-raczej na wieczór

Dla kogo?-Wydaje mi się,że pasuje dla kobiet pewnych siebie. Do delikatnej romantyczki,albo nieśmiałej dziewczyny zupełnie mi nie pasuje

Nuty zapachowe:

głowy: kokos, śliwka, ziele angielskie, morela
serca: róża, konwalia, jaśmin Sambac, tuberoza
baza: drzewo sandałowe, drzewo jacaranda.

wtorek, 6 stycznia 2009

L de Lolita

Opis zapachu jako zapach syreny , to jedna ,wielka pomyłka. Może i ma lekki, słony posmak,ale reszta nut go skutecznie zagłusza.


W pierwszych nutach czuję głównie cynamon-bardziej pikantny niż po odkręcaniu słoiczka z przyprawą, trochę świdrujący, wiercący w nosie. Przez pewien czas jest zaczepny , zwracający uwagę i niesforny ... szuka sobie na mnie miejsca. I jak już znajdzie, zaczyna się uspakajać, kładzie przytula, ociera jak wielki rudy kocur. Aż w końcu leży sobie głośno słodko mrucząc...długo cynamonowo-waniliowo mrucząc .

Poza cynamonem czuć wanilię. Na początku cynamon ją trochę zagłusza,ale potem wyłazi na wierzch i pachnie aż do końca. Im dłużej noszę na sobie L LL, tym wanilia bardziej wybija się nad inne 'składniki'. Jaki to typ wanilii? Mocna , szlachetna i ciężka. Dla niektórych może być za słodka.

Poza cynamonem i wanilią wybija się jeszcze zapach gorzkiej pomarańczy, dzięki któremu L nie pachnie [moim zdaniem ] jak słodki ulep.

Bardzo podoba mi się kolor wody-jasny, morski błękit. Szkoda,ze szybko zmienia kolor [ testery w perfumeriach są na ogół ciemnozielone]. Wydaje mi się ,że to pod wpływem światła, bo swoją flaszkę L LL trzymam w kartoniku i kolor dalej na błękitny.

Opakowanie-cóż...opakowanie L LL może się podobać, lub nie,ale na pewno wyróżnia się na pułkach. Kształt ładny-jak kamyk wyszlifowany przez morze. na tym złota siatka literką 'L'. Szkoda,że 'złoto' jest gumowe-przez to nieco tandetne .

Trwałość- świetna, cudowna, wspaniała. Na ubraniach i włosach trzyma się do mycia/prania. Na skórze cały dzień


Gdzie pasuje?-raczej na wieczór. Zimą i Jesienią spokojnie pasuje też jako zapach dzienny.

Dla kogo?- Dla kobiet lubiących słodkości ;)

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: gorzka pomarańcza i cynamon.
Nuta serca: nieśmiertelne nuty kwiatowe i wanilia.
Nuta podstawowa: zmysłowe nuty drzewne, nuta słońca i piżmo.

nuta słońca brzmi trochę dziwnie,ale może to 'to coś' ;)

niedziela, 4 stycznia 2009

Demeter - Lava Rock


Kolejne dziwadło, które leży na półkach biblioteki Demeter. Początkowo zapach jest mocny,żrący i aż wierci w nosie...pasowałby tu cytat 'zapach napalmu o poranku' :)
Po chwili przestaje wyduszać łzy z oczu i troszeczkę łagodnieje-robi się nawet ciekawy-ciepły , ziemisty, czuję tu też jakaś przyprawę, ale sama nie wiem co to. Jest w tym zapachu tylko agresywne ciepło i pikantność. Zero świeżości,nut zielonych, kwiatków itp. Wielbicielkom kobiecych i romantycznych zapachów na pewno się nie spodoba.

Jak chodzi o dopasowanie zapachu, to dostałam ,com chciała -nie miałam pojęcia z czym Demeter każe skojarzyć zapach wulkaniczny,ale jak powąchałam , to stwierdziłam 'OK! Albo to wulkan ,albo samo piekło' [jak pisałam wcześniej-pierwsze nuty przypominają wręcz siarkowe wyziewy :)]. Ten początek to chyba sam moment erupcji-dalej jest płynąca lawa. Płynie raczej coraz wolniej i wolniej,żeby dość szybko i niepodziewanie się zatrzymać. Zdziwiła mnie słaba trwałość tak intensywnego zapachu. No i zawiodła, bo im dłużej siedział sobie na nadgarstku ,tym bardziej mi się podobał.

Opakowanie-jak każde od Demeter,ale tym razem spodobała mi się etykietka :)

Trwałość- kiepska na ludzkiej skórze...za to np. na skórzanym portfelu trzyma całkiem ładnie :P Bratu się rozchlapało na portfel i dalej trzyma... Na ubraniach też całkiem dobrze się 'wżera'

Gdzie pasuje?- mężczyzna może to nosić właściwie wszędzie .

Dla kogo?- zapach raczej męski. Kojarzy mi się z mężczyzną o gorącym temperamencie, ciemnej karnacji, czarnych oczach i włosach :P

autor obrazka: heise [Devianart]

sobota, 3 stycznia 2009

Demeter - Fig leaf




Najładniejsza figa z jaką do tego pory się zetknęłam. Mimo że nazwa zapachu sugeruje, że we flakoniku znajduje się zapach listków, tak na prawdę zamknięto tam figę...do tego razem z drzewem.
Figa Demeter jest dojrzała , słodka,ale dalej wisi na drzewie i wygrzewa się w słońcu. Dookoła czuć świeży zapach liści...całość jest ciepła, optymistyczna i kojarząca się z wakacjami nad ciepłym morzem :) To zdecydowanie jeden z najpiękniejszych zapachów Demeter

Od spryskania zmienia się niewiele. Najpierw jest bardziej owocowo, potem dochodzi zielona nutka [bardzo delikatna, tylko przełamująca słodycz świeżością] i tak zostaje do końca.

Opakowanie- demeterowe

Trwałość-
obiektywnie średnia-3-4 godziny,ale zapach jest na tyle przyjemny ,że dla mnie 3-4 godziny ,to stanowczo za krótko. Długo trzyma się na wełnie.

Gdzie pasuje?-
właściwie wszędzie i na każdą porę roku

Dla kogo?-zapach kobiecy

piątek, 2 stycznia 2009

Demeter - Violet



















Podziwiam twórców zapachu-udało im się zamknąć we flakoniku zapach prawdziwych leśnych fiołków. Poza fiołkami złapali przy okazji kawałek lasu,ale to tylko dodaje zapachowi uroku.


Na początku czuć tylko kwiaty,potem dochodzi nutka zieleni. Zapach jakby mchu.

Zapach nie ewoluuje specjalnie. Jak dochodzi do fazy fiołki+mech [czyli po jakiś 15 min] zatrzymuje się i pachnie tak do końca...który niestety szybko nadchodzi. Dlatego ja najczęściej używam fiołka do snu-umila zasypianie, uspokaja i nie przeszkadza mi,że tak szybko więdnie, bo na ogół szybciej udaje mi się zasnąć niż zapach gaśnie...


Opakowanie-demeterowe
Trwałość-
kiepska

Gdzie pasuje?-
raczej wszędzie. Polecam na dzień. Na wieczór jest trochę za delikatny

Dla kogo?-zapach kobiecy

Demeter - Funeral Home


Pierwsza nazwa tego zapachu miała brzmieć 'Flover Show' jednak samym twórcom wybrany bukiet zapachowy tak kojarzył się z domem pogrzebowym,że przechrzcili zapach właśnie na "Funeral Home'.

A co można znaleźć w domu pogrzebowym Demeter? Duży bukiet białych kwiatów-lilie, gardenie, chryzantemy,gladiole...całkiem ładny zestaw. Potem dołączać do tego nutka zieleni i tak już zostaje.
Szczerze powiedziawszy jestem trochę zawiedziona ,bo mimo że nie spodziewałam się w tym zapachu odoru starości, rozkładu, ani niczego mrocznego, to myślałam,że znajdę tam nutkę jakiegoś drewna [trumny], kadzidła, albo choć odrobinę wzniosłości. A tu tylko kwiatki i kwiatki. Czyli zapach bardziej wiosenny i świeży niż pogrzebowy.

Opakowanie- demeterowe, proste, wygodne.

Trwałość- niestety marna.

Gdzie pasuje? - raczej zapach "dzienny"... przynajmniej nie sugerując się nazwą :P

Dla kogo?- kwiatki i listki...czyli zapach kobiecy.

Demeter - Licorice


Pierwsze nasze spotkanie było fatalne- Otworzyłam opakowanie z przesłanymi mi próbeczkami i pomyślałam co tak śmierdzi! Które to?!"....no i to była właśnie ta lukrecja. Mimo to, zebrałam się na odwagę i wypróbowałam.
Próba pierwsza: Lukrecja i anyż. Paskudztwo! Nienawidzę anyżu [trauma z dzieciństwa-dostawałam syrop 'doprawiony' anyżem]Poszłam umyć ręce i nasze pierwsze spotkanie skończyło się raczej szybko.

Próba druga: coś mnie podkusiło,żeby skropić Lukrecją nadgarstek przed pójściem spać. Nie było źle i jak anyż trochę przygasł zasnęłam [czyli idzie wytrzymać]. Ale co z tego skoro dalej nie wiedziałam co potem dzieje się z zapachem,dlatego nieunikniona była...
...
próba trzecia:tu wytrzymałam pierwsze anyżowe tony i przeszłam a wyższy level . Anyż przestał doprowadzać mnie do pasji [ulotnił się prawe całkiem] i perfumy stały się całkiem przyjemne. Stały się słodkie,ale trochę zaczepne [pozostałości anyżu i czegoś jeszcze].

Mimo to nie pokochałam ich na tyle,żeby nosić je samodzielnie. Miałam tylko próbkę i póki się nie skończyła nosiłam zapach lukrecji tylko na nadgarstkach. Dosyć ładnie współgrały z Creme brulee i Black pepper [pieprz tylko na szyi],ale nie kupię raczej całej buteleczki.

Opakowanie-demeterowe

Trwałość-
niewielka 2-3 godziny

Gdzie pasuje?-
tam gdzie nie przeszkadza odużająca słodycz :P Używana w większych ilościach może być uciążliwa latem

Dla kogo?-
zapach kobiecy

Demeter - Snow


Jak dla mnie wielkie rozczarowanie, bo śnieg Demeter jest na mnie zapachem....ciepłym. Gdzie tu śnieżyca , zawieja, mróz czy szron? Nie ma-i tyle. Gdybym miała powiedzieć z czym kojarzy mi się ten zapach , pierwsze słowo byłoby,że z mydłem-zapach jest czysty, biały, dosyć świeży i prosty,ale na pewno nie kojarzy mi się z takim prawdziwym śniegiem...to taki sztuczny śnieg w spray'u- niby trochę frajdy jest,ale na sankach to sobie nie pojeździmy.


Gdybym już bardzo , bardzo się uparła z jakimiś porównaniami z prawdziwym śniegiem, to byłby to co najwyżej taki pierwszy , lekki listopadowych śnieżek, który dziś jeszcze leży,ale jutro słoneczko przyświeci i wszystko stopnieje.

Opakowanie- demeterowe

Trwałość-na mnie średnia- trzy godziny i śnieg topnieje

Gdzie pasuje? - raczej wszędzie-zapach jest delikatny, nie 'walący' po nosie i nie powinien nikomu przeszkadzać

Dla kogo?- raczej p dla kobiety.

Demeter-Riding Crop


Oj, w tym przypadku nazwa pasuje aż z dwóch powodów. Pierwszy, to taki ,że zapach jest na prawdę skórzany,a drugi,że ... dla na początku uderza po nosie jak prawdziwy pejcz :P

Przechodząc do konkretów- zapach jest ostry , surowy i przy pierwszym spotkaniu wręcz paskudny. Najpierw czuję tylko silną , mocną woń czarnej skóry. Na prawdę kojarzy się z pejczem,a nie lakierowanymi, eleganckimi obiciami mebli. Potem dochodzi do tego lekki , męski zapach i całość robi się nieco łagodniejsza,ale przy pierwszym teście i tak wydała mi się dość paskudna. Dlatego pierwsze użycie Riding Crop [kupionego w ciemno] zakończyło się myciem nadgarstków :P Taki już z niego sadysta...

Po pewnym czasie postanowiłam masochistycznie zrobić drugie podejście. Początek ponownie prawie zwalił mnie z nóg [ale jakby zwalił , to nie na kolana...raczej w tył, potylicą o beton]. Tyle,że tym razem , jak zapach złagodniał stwierdziłam,że nawet może być i donosiłam go do wieczora.

Teraz-po paru kolejnych użyciach jestem w stanie z przyjemnością go nosić. Tyle,że ja lubię męskie zapachy-i wąchać i nosić,a Riding Crop jest zdecydowanie męski, więc większość kobiet się nim raczej nie zachwyci. Po prostu niewiele kobiet lubi perfidnych sadystów-takich którzy na początku męczą mocniej,a potem nieco zwalniają tępo,żeby ofiara nie omdlała...bo jak zemdleje ,to przyjemność się skończy. A ze mnie widać taka mała masochistka,która znalazła przyjemność w wąchaniu 'pejcza' :P

Sposób użycia: Zalecam używanie metodą punktową. Zapach jest na tyle mocny,że obfitsze spryskanie się nim pewnie nie byłoby specjalnie miłe ani dla spryskanego,ani dla otoczenia.
Riding Crop nie nadaje się również do mieszania z innymi perfumami. Użyty punktowo do innych perfum i tak mocno się wybija - dominuje zamiast wiązać się w parę.

Opakowanie-jak zwykle u Demeter

Trwałość- na mnie bardzo dobra. Użyty rano potrafi wiercić się na mnie do wieczora.

Gdzie pasuje?-na mężczyźnie będzie dobry wszędzie. Na kobiecie-jak ona TO lubi ,to tez może być wszędzie :) Niezbyt dobrze sprawdzałby się w czasie upałów.

Dla kogo?- Raczej dla mężczyzn.

Demeter - Black Pepper


Tu nie ma się specjalnie nad czym rozpisywać-jaki jest pieprz, wszyscy wiemy. A pieprz z biblioteki Demeter , to dokładnie te same małe , czarne ziarenka, które wszyscy znamy. Taki prawdziwy pieprz zamknięty w flakoniku. Zapach jest intensywny, kręcący w nosie [chociaż obejdzie się bez kichania], ostry.

To o czym można więcej napisać, to techniki noszenia Black Pepper:

-można próbować nosić go 'globalnie' jako jedyny,albo dominujący zapach,ale tego raczej nie polecam :) Woń pieprzu jest piękna,ale piękna inaczej-sama w sobie jest zbyt drażniąca i 'gorzkawa' ,żeby mogła zdobić człowieka.

-można spróbować nosić go we włosach,ale efekt tu mijamy się z celem. Długie, kobiece włosy powinny być przystanią, w którą zanurza się twarz ukochanego-otula ją , a samego lubego relaksuje i przywołuje miłe skojarzenia...no ten biedny luby chyba nie specjalnie chce kichać kobiecie w kłaki :P

-najlepszą moim zdaniem metodą noszenia pieprzu na ciele jest stosowanie go w jednym z punktów ciała [polecam szyję lub nadgarstki] jako dodatek do innego zapachu. Jako taki pieprzyk , który dodaje innym perfumom zadziorności i drapieżności. Jako coś ciekawego, co potrafi uatrakcyjnić nawet trochę nudny i banalny zapach.

Wymienione wyżej 'metody' są metodami kobiecymi, ale Black Pepper nadaje się równie dobrze [jeżeli nie lepiej] dla mężczyzny. W przypadku facetów moim zdaniem najatrakcyjniejszy byłby użyty tylko w kilku punktach na ciele. Użyty globalnie prawdopodobnie nie budziłby negatywnych odczuć,ale mężczyzny tak pachnącego jeszcze nie spotkałam, więc ciężko powiedzieć :P

Opakowanie-proste, demeterowe.

Trwałość-przyzwoita. Powyżej 3h jest dalej dobrze wyczówalny.

Gdzie pasuje?-jako dodatek wszędzie.

Dla kogo?-unisex.

Demeter - Wisteria


Gdy pierwszy raz użyłam tej wody, nie miałam zielonego pojęcia jak wygląda Wisteria. Mimo to pomyślałam 'ten kwiat musi być fioletowy'. Potem sprawdziłam i....faktycznie był. Fioletowe długi kiście kwiatów są bardzo dobrą ilustracją dla opisywanych perfum.

Jak od razu można się było spodziewać ta propozycja Demeter Fragrance Library jest zapachem mono-kwiatowym. Poza kolorem, z którym zapach mi się skojarzył mogę powiedzieć ,że jest lekko gorzkawy, świeży, raczej chłodny i odurzający :) Potem robi się jakby lekko kwaśniejszy.


Opakowanie-takie jak wszystkie u demeter. Wisterie tez mam w wersji 15ml...czyli niestety splash

Trwałość-średnia. Przez pierwszą godzinę zapach jest intensywny i mocny [czuć go z daleka]. Potem stopniowo słabnie.

Gdzie pasuje?- Pasuje na wiosnę i lato. Pasuj właściwie wszędzie, tyle,że wieczorem trzeba by go dość często 'poprawiać'.

Dla kogo?- kobiecy. Mimo że teoretycznie zapachy z Demeter Fragrance Library to unisex'y, ten zapach zupełnie nia pasuje do mężczyzny.

Demeter - Creme Brulee


Pierwszy słodziak, na którego się skusiłam z tego menu. Kremowy, słodki, lekko przypalony. Nie przypomina mi takiego typowego ,słodkiego ulepa [sam cukier, zero charakteru],ale ma w sobie jakąś drapieżną, dymną nutkę,która nadaje zapachowi charakteru.

Wąchając Creme Brulee prawie można ułożyć przepis na ten francuski deser [a przynajmniej wymienić część składników jakie w nim są -pomijając te wcale/mało aromatyczne jak np. mąka]-na początek uderza aromat waniliowy [nie sama wanilia,ale aromat waniliowy,bo z alkoholem :)].Po chwili czuć przypalony karmel. Nie słodki,ale lekko gryzacy, troszkę zwęgony. Wgryzając się wgłąb ciastka dochodzimy do śmietankowego, mlecznego środka,który z czasem coraz bardziej dominuje nad resztą składników.

Opakowanie- proste, jak każde z biblioteki Demeter. Jedyne co mi przeszkadza, to brak atomizera-przez to musiałam stopniowo przelewać do kupnych atomizerków [miałam wersje 15ml.Większe objętości są już z atomizerem]

Trwałość-całkiem solidna jak na EDC. We włosach potrafi utrzymywać się na prawdę długo. Na [mojej] skórze ok. 3-4 godziny. Przez pierwszą godzinę jest bardzo mocno wyczuwany przez otoczenie.

Gdzie pasuje?- zależy od sposobu użycia. Lekki ,słodki aromat we włosach pasuje praktycznie wszędzie [byle nie gryzł się z perfumami użytymi 'globalnie']. Użyty 'globalnie' nie pasuje raczej do pracy-wydaje mi się,że przez pewien czas od użycia byłby uciążliwy dla otoczenia.
Latem może być zbyt przytłaczający.

Dla kogo?- kobiecy. Mimo że teoretycznie zapachy z Demeter Fragrance Library to unisex'y, ten zapach zupełnie nia pasuje do mężczyzny.

Demeter - Wet Garden


Wet Garden to jeden z moich ulubionych zapachów,po które sięgnęłam z półki biblioteki Demeter.
Ogólnie zapach jest świeży , mokry i bardzo, bardzo zielony.
Czuję w nim ogromne ilości mokrego zielska-trawa , chwasty, kwiaty. Wszystko co można znaleźć w dzikim , zarośniętym ogrodzie, o którym ogrodnik dawno zapomniał.

Woń kwiatów czuć najmocniej na początku. Kojarzy mi się przede wszystkim z bratkami-takimi fioletowo-żółtymi, zdziczałymi. Do tego trochę fiołków. Poza tym innych kwiatów nie rozróżniam.

Z biegiem czasu zapach robi się coraz bardziej 'zielony'. Kwiaty ustępują miejsca mokremu zielsku ,ale do końca są lekko wyczuwalne. Wśród zielska jest sporo niekoszonej trawy i mlecze...a po wszystkim łażą żółte ślimaki [tak-zapach na prawdę kojarzy mi się ze ślimakami,które zbierałam jako mała dziewczynka w swoim ogrodzie] :P

Poza bujną roślinnością w zapachu czuć jeszcze świeżość. Taką jaką czuć po obfitym deszczu. Gdybym miała określić te perfumy jednym słodem,użyłabym słowa 'wiosna!'.

Opakowanie-zwykłe, proste, demeterowe.

Trwałość-zbyt mała. Szczególnie jak na tak atrakcyjny zapach.

Gdzie pasuje?-Wet Garden jest delikatny i nienarzucający się,dlatego średnio nadaje się na imprezę [jak dla mnie po prostu nie pasuję do dzikich miejskich pubów]. Do pracy może i się nadaje ,ale ja raczej kojarzyłabym go z dniami wolnymi-odpoczynkiem, relaksem-najlepiej na łonie natury.
Jak chodzi o porę roku to pasuje na wiosnę i lato.

Dla kogo?- kobiecy. Mimo że teoretycznie zapachy z Demeter Fragrance Library to unisex'y, ten zapach zupełnie nia pasuje do mężczyzny.

Demeter-Thunderstorm


Pierwsze co przychodzi mi na myśl jak myślę o burzy jest ozonowa świeżość. Potem wyobrażam sobie zapach mokrego zielska...takiego troszkę podniszczonego przez 'ciężkie' krople. Ogólnie zapach burzy jest dla mnie świeży, zielony i odrobinkę mroczny.
Ciekawa mogłaby być też wersja burzy jak z horroru-mrocznej , wilgotnej, z lekko ziemistą nutką...ale mroczność burzy z horrorów jest niczym przy tym co wywąchałam we flakoniku od Demeter. Ta burza to samotność w ciemnej piwnicy.Wilgoć bije ze ścian. To nie jest bezpośredni kontakt z deszczem-to tylko przenikliwa,zimna wilgoć, uczucie dyskomfortu i smutku. Deszcz jest gdzieś na zewnątrz. Przepłoszył szczury i robaki, które pewnie schroniły się właśnie w tej piwnicy, bo w zapachu czuć też lekką nutkę 'brudu'. Takiego trudnego do określenia...

Skojarzenia przy następnych testach-raczej podobne.Poza piwnicą przyszedł mi na myśl jeszcze loch. Z tych samych powodów-brudno, ciemno , wilgotno i 'sam na sam ze szczurami'. Oczami wyobraźni widzę zeschłe zwłoki więźnia. Nie śmierdzące zepsutym mięsem,a tylko starością i śmiercią.

Zapach na mnie nie ewoluuje jakoś specjalnie. Co najwyżej łagodnieje,żeby potem-dość szybko zniknąć.

Trwałość-w tym przypadku na szczęście...jest niewielka.

Opakowania nie warto oceniać-w końcu W Bibliotece Demeter wszystkie książki mają podobne okładki.

Gdzie pasuje?-ciężko zaleźć mi odpowiednie okazje.Ten zapach trzeba po prostu polubić,żeby nosić go gdziekolwiek. Łatwiej mi znaleźć na niego czas, niż miejsce-pasuje do jesieni.

Dla kogo?- raczej unisex