czwartek, 26 listopada 2009

Parfum d’Empire - Ambre Russe






















Głęboka, tajemnicza, dzika, melancholijna, a czasami też czysta. Czyli jaka? Bez wodki nie razbieriosz.

Ambre Russe miało być odzwierciedleniem rosyjskiej duszy. I moim zdaniem udało się ją olfaktorycznie 'przetłumaczyć'. Przynajmniej na tyle,ile się dało, bo przecież samej duszy nie da się zamknąć we flakonie...

W pierwszych nutach Rosyjskiej Ambry czuję wódkę. Ale nie taką zwykłą 'czystą', a alkohol perfumowany. To coś bardziej zbliżonego do whiskey. A jako ,że wielbicielką 'szkockiej' nie jestem, to pierwsze 'łyki' niezbyt mi zasmakowały.

Potem robi się lepiej. Większość alkoholowego zapachu,ulatnia się. Zostaje ładna, ciepła i bogata ambra, lejąca się powoli po surowej skórze. Zapach jest przyjemny, niesłodki.
I dobrze, bo rosyjska dusza jest porywająca, a nie urocza, ciało rozgrzane,a uśmiech bezczelny. Ambre Russe powyższe przesłanki spełnia :)
Zapach jest bezwstydnie przesiąknięty alkoholem, bezczelnie bezpośredni i surowy jak rosyjska zima.

Z czasem perfumy rozwijają się tak, jak to sobie wyobrażałam-są ciężkie dzięki ambrze, wytrawne przez skórę i pikantne.
Całość wydaje się bardziej odpowiadania dla mężczyzny, niż dla kobiety. I kojarzy się z typem silnym i nieco nieokrzesanym,ale niepozbawionym wdzięku.
Bo ma ten Rusek iskrę w oku. A jak się napije, to tylko czekać aż ,ze śpiewem na ustach ruszy w tany. A odpoczynek między 'Kozakiem',a 'Kazanką' urozmaici sprośnym żartem. Co za typ...Rozsądek każe uciec jak najdalej,a serce z pewnym smutkiem przyznaje,że Rusek mi się podoba.


Czemu ze smutkiem?
Bo mam wrażenie ,że do siebie nie pasujemy. I,że bliskim się nie spodoba :) Czego teraz słuchać? Serca czy rozumu [tu należy dodać 'portfela i rozumu ' :)]? Sama jeszcze nie wiem czy dam mu się rozgrzać w chłodne , zimowe wieczory. Dodatkowo, przemawia na jego korzyść, to ,że jednak pojawia się tu nutka słodyczy. Dzięki niej, szorstki i wytrawny zapach staje się miększy. I jeszcze bardziej mi się podoba.

Opakowanie-ładny, smukły flakonik.

Trwałość- w miarę dobra,ale czasami mam wrażenie ,że jakoś za szybko 'wyparowuje'.

Gdzie pasuje-na jesień i zimę. Ewentualnie na chłodną wiosnę. Na upały zupełnie mi nie pasuje.

Komu pasuje-unisex.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: szampan, wódka

nuta serca: kadzidło, kminek, cynamon, kolendra

nuta bazy: ambra, wanilia, skóra.

Ilustracje:
kadry z 'Ogniem i mieczem'
mały Rusek od Dimkas [Deviantart]

wtorek, 24 listopada 2009

Serge Lutens - Gris Clair


Gris Clair to mój nieco oziębły towarzysz. Oczarował mnie i mimo że wiem,że nigdy się do mnie ciepło nie uśmiechnie, to ja i tak wiernie się go trzymam [ok...zdradzam go z paroma innymi :P]. Jakoś ten chłodny wdzięki i odrobina melancholii przyciągają mnie.
W GC nie znajduję ani odrobiny ciepła czy radości. Zamiast tego jest zadumę, troszkę smutku i nieobecne, utkwione w dal spojrzenie.

Głównymi nutami Gris Clair są lawenda i kadzidło. Kadzidlany dym przysłania obraz gęstą mgłą,a gdy chłodny wiatr z północy odsłoni rąbek 'tajemnicy', ukazuje się fioletowe kwiecie lawendy. Żywe, intensywnie pachnące, przystosowane do trudnego klimatu. Wola przetrwanie jest tak silna ,że korzenie znalazły drogę do twardej gleby przez labirynt zimnych skał,a łodygi oszczędzając każdą kroplę wody,stwardniały. Dzięki temu nie uschły jak martwe drzewo,którego suchy zapach niesie wiatr.

Lecz nie tylko lawendzie udało się przystosować. Jak wiadomo, człowiek potrafi znieść wiele. I tą nieprzyjazną aurę też mu się udało, bo przy mocniejszym powiewie porywany jest z zagaszonego ogniska szary popiół.

Gris Clair nie jest 'oczywiście' piękne. Niektórym może kojarzyć się z 'zatęchłymi' kulkami na mole z babcinej szafy. Ale ja myślę o nim jako o zapachu przeszywającym chłodem, surowym. Malującym przed oczami obrazy odcieniami fioletu i szarości. Podoba mi się nawet ta bezpłciowość. Zupełny brak seksualności czy pretensjonalności.

Lawenda z Gris Clair nie przywodzi na myśl ani tej z odprężających, wyciszających olejków,ani tej bardziej świeżej-doprawionej cytryną. Bo mimo wrażenia chłodu, zapach nie można nazwać świeżym. Powiedziałabym,że jest trochę duszący, lekko zakurzony.

W sumie mam wrażenie ,że mój opis bardziej zniechęca, niż przyciąga. I to zupełnie sprzeczne z tym co o GC myślę :) Dlatego, dla lepszej komunikacji, napiszę jeszcze ,że dla mnie Gris Clair jest wielowymiarowe. Jednocześnie jest jak haust mroźnego, górskiego powietrza i jak oddech zakurzonym powietrzem na starym strychu. Jest cichy, zadumany ,ale czuć w nim również życie i energię. Może dzięki temu,że można go odbierać na wiele sposobów, trafił do mojego TOP 10.

Opakowanie- 50 ml-trowy, klasyczny, prosty flakon.

Trwałość- na mnie to prawdziwy killer. Użyty rano, potrafi pachnieć jeszcze następnego dnia.

Gdzie pasuje- z jednej strony Gris Clair jest nieprowokujące, bezpieczne. Z drugiej-może niektórym źle się kojarzyć [wspomniane kulki na mole :P]. Mimo to wydaje mi się, że perfumy będą dobre do pracy i na inne okazje niewymagające 'balowej elegancji'.

Komu pasuje- to skrajny unisex.

Nuty zapachowe:
lawenda, ambra, tonka, irys, suche drewno, kadzidło

Autorzy ilustracji:
ArwensGrace
CharlieMacBell
Lindowyn

niedziela, 22 listopada 2009

Yves Rocher - Marron De Noel Christmas Edition [seria 'Les Plaisirs Nature' ]


Kolejna nowość Yves Rocher. Tym razem 'zaserwowano' nam 'świątecznego kasztana'.

I jak dla mnie Kasztan wyszedł lepiej niż So Elixir. Zapach od początku jest cieplutki, otulający, kremowy. Niewiele się rozwija. Przez to jest prosty i wydaje mi się 'taki zwykły',ale miły.

Czuję w nim głównie słodkości-wanilię i coś jakby karmel. Pewnie jest też paczula. Tyle,że ...dalej nie wiem jak pachną jadalne kasztany :) Bo wśród nut nie wyczułam nic zaskakującego. Nic czego bym nie znała. Jest po prost słodko, miękko i bezpiecznie. Po pewnym czasie czuję coś słodko-orzechowego. Może to te kasztany?

W każdym razie to taka niedroga przyjemność, gdy chcemy usiąść w ciepłym domku, w grubym , niegryzącym swetrze, zanurzone w fotelu, z kubkiem gorącej czekolady. Małe przyjemności też cieszą ;)

Opakowanie- trochę tandetne,ale pasujące kolorystycznie do zapachu.

Trwałość- średnia. Ze 4 godziny wytrzyma,ale wtedy już jest delikatny.

Gdzie pasuje- przyjemny zapach na jesień i zimę. To bezpieczny zapach ,który można ubrać na każdą, 'nieelegancką' okazję ;)

Komu pasuje- zapach damski.

Autorzy ilustracji:
Lylly55 [www.
Lylly55.deviantart.com]

Yves Rocher - So Elixir


Teraz będzie mniej 'niszowo',ale za to na czasie :) Wstąpiłam dziś do salonu Yves Rocher ,żeby obwąchać świąteczne 'otulacze' :) Pierwszym zapachem, po który sięgnęłam była tegoroczna premiera-So Elixir.

W pierwszej chwili powaliła mnie esencja paczuli-ciężka , piwniczna,trochę przerażająca. Zapowiadało się,że będzie ciekawie.
Niestety, z czasem zapach robi się mdły. Dalej jest ciepły i otulający,ale paczula mocno łagodnieje , zostawiając tylko kremowy, 'matowy' posmak. Za to na wierzch wyłazi lekki jaśmin i odrobina róży. Wszystko 'zakwaszone' bergamotką.Na tym etapie jest dla mnie po prostu nudno. Zresztą potem też, bo po jakiś 2-3 godzinach czuję nijaką paczulę osłodzoną tonką. No i bliżej nieokreślone kwiatki,ale je słabiutko.

Do tej pory Yves Rocher rzadko wydawało coś , co mi się podobało. Nie oczekiwałam po nich wiele, ale Elixir i tak mnie zawiódł, bo początek był obiecujący,a potem wszystko zmarnowane. No i praktycznie nie było kadzidła :/

Najkrócej opisałabym Elixir jako perfumy wtórne, nietrwałe. Kojarzą mi się z szarością i miękkością.

Opakowanie- nic specjalnego. Raczej proste,jasnożółte flakoniki. Wyglądają na kiepskiej jakości :P

Trwałość-tu też , niestety kiepsko. Po 3 godzinach czuć niewiele.

Gdzie pasuje-na jesień i zimę.

Komu pasuje- zapach damski

Nuty zapachowe:
bergamotka, róża damasceńska, jaśmin, esencja paczuli, bób tonka, ekstrakt kadzidła

piątek, 20 listopada 2009

Annick Goutal - Musk Nomade [seria Les Orientalistes]


To najbardziej damski z zapachów z serii Orientalnej. Zanim go powąchałam, zakładałam,że raczej się nie polubimy,bo za piżmowymi perfumami nie przepadam. A tu miłe zaskoczenie .

A co mi się spodobało?
Po pierwsze: piżmo nie jest tu męcząco 'czyste'. Jest odrobinę mydlane ,ale nie narzuca mi ciągłych skojarzeń z wanną pełną pachnącej pianki.

Po drugie: piżmo szybko przestaje być nutą mocno dominującą. Oczywiście, czuć je w każdej fazie.W końcu to 'jego' kompozycja,ale przeplata się tu z paroma innymi ładnymi i wyraźnymi nutkami.

Po trzecie: pasują mi pozostałe nuty,a ich połączenie tworzy harmonijną całość.

Gdy tylko zapach ułoży się jakoś na nadgarstku, do głosu dochodzi róża. Nieco słodkawa,ale niebrzydka- delikatna , aksamitna, mocno rozwinięta. I przez pewien czas czuję głównie jej kwiat, dookoła którego snuje się jasne, bezwstydne piżmo.

Gdy zapach na dobre się rozwinie, dochodzą delikatne nuty papirusu. Nienarzucające, zielonkawe tony zgrabnie układają się w łodyżkę wyżej wspomnianego kwiatu.

Na tym etapie maluje nam się obrazek delikatności, kobiecości, ciepła i łagodności. I byłoby trochę mdło, gdyby nie posmak labdanum. Czystek wyraźnie gdzieś się tu plącze.Jest na mnie wyraźnie wyczuwalny, gdy nieco 'wsłucham' się w melodię, którą grają dla mnie poszczególne składniki. Gdy wącham Piżmowego Nomada 'od tak', tworzy po prostu całość,ale bez problemu da się go rozłożyć na 'czynniki pierwsze'.

Gdy zapach gaśnie, znowu nutą dominującą staje się piżmo. Poza nim dalej pachnie róża i tonka.

Podsumowując, Musk Nomade jest ładnym, kobiecym zapachem z przewodnią nutą piżma i róży. Te dwa komponenty od razu 'rzucają się' na nos . Pozostałe składniki dopełniają obrazu: tonka dodaje miękkości, papirus ożywia,a labdanum nie daje się temu wszystkiemu rozpłynąć i 'rozciapkać'.

Czy będę 'polowała' na większą ilość Nomada? Jeszcze nie wiem. Na razie mam 5ml zakupione dzięki cbr [:*] i zobaczę ile zajmie mi zużycie tej niewielkiej ilości. Sama nie wiem czy mam ochotę na otulanie się aksamitnym szalem piżma, czy wolę tarzać się częściej w ambrowych fetyszach :P Jedno mogę powiedzieć : Musk Nomade doceniam i czasem pewnie użyję.

Opakowanie-występuje w różowym , kobiecym flakoniku 50ml i prostym , męskim 100ml. Męski flakon oczywiście bardziej się opłaca.

Trwałość- dobra. Potrafi pociągnąć do 8 godzin. Tyle ,że na tym etapie zapach jest bardzo delikatny i rozmyty.

Gdzie pasuje-jak dla mnie najlepiej nadaje się na wiosnę, jesień i zimę. Latem też nie zadusi.

Komu pasuje-mimo,że seria powstała jako 'zestaw' unisex'ów, to Musk Nomade wydaje mi się zdecydowanie bardziej kobiecy.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: dzięgiel muskon
nuta serca:muskon, bombajski papirus, róża
nuta bazy: fasola tonka, białe piżmo, labdanum

Parfum d’Empire - Wazamba


Wazamba zaskakująco się na mnie rozwija. I [jak już pisano] bywa zmienna.

Zaczyna się
dziwnie-dymnie i zielono. Czuć w niej jesienne jabłka. 'Opadnięte',ale nie zgniłe. Leżące w ciemnozielonej, przerzedzonej chłodem trawie. I dym. Na początku jest go niewiele. Dolatuje do mnie powoli , z palącego się w oddali ogniska, w którym pracowity ogrodnik pali liście przyduszające słabą już trawę i gałęzie okaleczonych 'planowo' drzew.

Potem dochodzi do tego zapach cyprysów i jodłowych igiełek, które dopiero w jesiennym chłodzie mogą dojść do głosu. Gdy jesień zabije kolorowe, 'wrzeszczące' kwiaty, zgasi zieleń liści i rozłoży większość soczystych owoców, dojrzałe jabłka , cicha trawa i ostre igiełki pachną najpiękniej.

Potem sama podchodzę do paleniska-w miarę rozwoju zapachu, dym wydaje się mocniejszy, bardziej spalony. Mimo mirry i kadzidła, zapach nie kojarzy mi się z bogactwem czy uduchowieniem. Wręcz przeciwnie-z ogniskiem, w którym płoną martwe liście. I z opadniętymi jabłkami i śliwkami, które kończą swój żywot zawieszone nad płomieniem i uwędzone w ciepłym dymie.

Cóż, wychodzi na to ,że zupełnie inaczej odbieram Wazambę niż chcieli by tego jej twórcy. Nie kojarzy mi się ani z Afryką [to sugeruje sama nazwa, oznaczająca afrykański instrument używany w czasie rytuałów], ani Indiami. Nie przywodzi na myśl 'sakralnej wewnętrznej wędrówki' czy 'złotej głębi'.Nie wiążę jej z żadną egzotyką.
Czynnikiem wspólnym między moimi odczuciami ,a opisem producenta jest pewien rodzaj kontemplacji i zadumy. Wazamba jest jak chwile przy jesiennym ognisku, gdy przez zimny wiatr nie chce się człowiekowi odchodzić od źródła ciepła i zatrzymuje się na chwilę w ciepłym kręgu. Patrzy w żywo strzelający ogień , obserwuje tańczące skry i mimowolnie zaczyna rozmyślać. O sobie, o świecie, o jesiennych mgłach i o tym,że skończyło się lato. To taka chwila wyciszenia przed podjęciem kolejnych życiowych wyzwań. Odskocznia od pośpiesznego życia i miejskiego gwaru.

To jest ta ładniejsza [przynajmniej dla mnie] twarz zapachu. Niestety, Wazamba jest kapryśna. Kiedy indziej wcale nie chce pachnieć jabłkami i igliwiem. Czasami przez większość czasu czuję głównie dym. Siwy obłok parujący ze spalanych liści, z niewielką domieszką aromatu wędzonych jabłek i śliwek.

Marc-Antoine Corticchiato stworzył dla Perfum d'Empire ciekawą kompozycję. Malującą przed oczami całe sceny. Perfumy pobudzają wyobraźnie zapachem ogniska, tak
prawdziwym ,że aż słychać strzelające w ogniu gałęzie, wonią igieł, które kłują skórę i smakiem wędzonych darów jesieni. Za to kompozycja ma u mnie 'plusa'. Mimo to nie planuję zakupu. Lubię tak się czasami zamyślić przy ognisku,ale nie aż tak [ i na tyle często],żebym potrzebowała całego flakonu :)

Opakowanie-ładny, długi flakon.

Trwałość-dobra

Gdzie pasuje-
Wazamba na tyle mocno kojarzy mi się z jesienią,że tylko na tą porę roku mi pasuje :)

Komu pasuje-
unisex

Nuty zapachowe:

nuta głowy: kadzidło, aldehydy, opoponaks

nuta serca: cyprys, drzewo sandałowe, mirra

nuta bazy: balsam z jodły, jabłko, ambra, czystek


Autorzy ilustracji:
ssuunnddeeww
luna1000
denka
thoughtchanger
nieraviel

czwartek, 19 listopada 2009

Annick Goutal - Ambre Fétiche [seria Les Orientalistes]




Ambrowy Fetyszysta był pierwszym zapachem Annick Goutal , który wypróbowałam. I bardzo skutecznie zachęcił mnie do testowania jej innych perfum. Niestety wśród zapachów Goutal nie znalazłam na razie innej propozycji, która tak by mi się spodobała. Bo muszę przyznać ,że Ambre Fetiche zagościło u mnie na stałe i bez większych problemów weszło do mojego prywatnego Top 10 ulubionych zapachów :)

Otwarcie jest ostre i pikantne. Nieprzyzwoicie gorące i 'wiercące'. Rozgrzewa dużą ilością aromatycznych żywic podszytych zamszową skórą.
Chwile potem wrażenie 'wdzierania' się w nozdrza znika i zostajemy z pięknym obliczem ambry. Ciepłym, odrobiną fizjologicznym [nie w 'spocony' sposób]. Do tego dochodzi bogactwo żywic-dobrze czuć labdanum, benzoin i styraks. Geranium dodatkowo 'kręci w nosie' i w tym wydaniu nie ma w nim nic zielonego. To raczej suche liście tej mocno,ostro pachnącej rośliny. A wszystko wąchamy na ciepłym, skórzanym tle.

Co ważne, skóra w Ambre Fetiche jest zamszowa, miękka i 'nieuciążliwa'. Nie jest tak surowa i męska jak w Riding Crop Demeter. Nie wysuwa się na pierwszy plan jak w Dzing! i niczym nie przypomina ani nowej tapicerki luksusowego samochodu,ani damskich rękawiczek . Jest jakby niematerialna :) Po prostu tworzy nastrój. Zostaje gdzieś w tle dodając kompozycji charakteru.

W późniejszych fazach czuć również wanilię i paczulę. Zdecydowanie mocniej tą pierwszą.
Wanilia ładnie ogrzewa kompozycję , nie przytłacza,nie dusi, nie próbuje wybić się ponad inne nuty i daje spokojnie panować gorącym żywicom. Choć im dalej , tym bardziej wysładza całość.
Paczula nadaje zapachowy tylko odrobinę 'mętności'. Nie straszy piwnicą, nie wieje wilgocią. Właściwie to niewiele ją czuć :)

Irysa w AF praktycznie w ogóle nie czuję. Może chwilami tam gdzieś 'błyśnie kłączem' ,ale generalnie w zapachu nie czuć kwiatów. I dobrze :P
























Ambre Fetiche to dla mnie niesłychanie seksowny zapach. Buchający gorącem, zwracający uwagę, trochę bezczelny i zwierzęco nieprzyzwoity. Mimo to bardziej elegancki, niż wulgarny. Nie stara się mówić 'bierz mnie' ,a bardziej się droczy, przyciąga i rozgrzewa krew. Uwodzi ,ale nie przekracza granic dobrego smaku.

Nie brak mu charakteru. Przy takiej ilości ostrych i wyraźnych kadzideł [które na mnie nie dają się tak 'ostatecznie' przysłodzić wanilii nawet w końcowej fazie] nie sposób ,żeby Ambrowy Fetyszysta zrobił się mdły i nijaki.

Opakowanie- występuje w bardzo ładnym, czarno-złotym damskim flakoniku [50ml] i w wersji męskiej-prostej i kanciastej [100ml]. Oczywiście bardziej podoba mi się zgrabna,kobieca 'flaszka',ale w tym przypadku rozsądek bierze górę-prostoty, większy flakonik bardziej się opłaca.

Trwałość-na mnie dobra,ale na niektórych podobno szybko 'gaśnie'

Gdzie pasuje- zapach jest intensywny i 'wyzywający', więc nie polecam np. na egzaminy :)
Moim zdaniem nadaje się zarówno tam , gdzie wymaga się elegancji [ale nie 'sztywnej elegancji'], jak i na spotkania 'we dwoje'. Zarówno te mniej , jak i bardziej gorące :)

Komu pasuje- unisex [o czym świadczą chociażby dwie odsłony opakowań].
A widziałaby w nim :
kobietę-silną i pewną siebie. Patrzącą prosto w oczy i nie bojącą się wyzwań.
mężczyznę- męskiego,ale nie w typie maczo. Z dwudniowym zarostem i odrobiną nonszalancji :)

Nuty zapachowe:
benzoina, labdanum, geranium, paczula, kadzidło [żywica], styrax,absolut irysa, wanilia, rosyjska skóra. Prawdopodobnie jest jeszcze ambra. Niektóre strony wymieniają ją w składzie,ale na stronie A.Goutal nie jest wymieniona.

Autorzy ilustracji [niestety nie wszyscy mi znani :( ]
-Oki Mamiya

Annick Goutal - Vanille Exquise


Annick Goutal prezentuje nam kolejną twarz wanilii. Ogólnie jest tak jak powinno być: waniliowo, słodko, trochę przytłaczająco. Tyle,że tym razem nudno.

Perfumy z wanilią w nazwie na ogół do najciekawszych nie należą. Mimo to wśród licznych propozycji niszowych [i nie tylko] można znaleźć parę wyjątkowo przyjemnych i uzależniających słodziaków jak np. wanilia Lutensa. Niestety perfumy Pani Goutal do tej kategorii jak dla mnie się nie zaliczają.

Pierwsze słodkie wyziewy doprawione są mocną dawką alkoholu. Przez to kojarzą mi się z raczej tanim waniliowym likierkiem.
Gdy alkohol odparuje pozostaje po prostu wanilia-trochę dusząca, słodka , z nutką migdałowej goryczki i chmurką kadzidlanego dymku. Nie powiem,żeby całość była nieprzyjemna. Nie-jest całkiem znośna i przyjemnie 'chropowate',ale mimo to wtórna. To trochę jakby 'wyekstraktować' tą trochę duszącą , słodką nutkę z Hypnotic Poison i zamknąć ją w uroczym flakoniku.

Z czasem do gorzkawej wanilii dochodzą nuty drzewne. Również standardowe posunięcie, bo to połączenie można znaleźć w wielu zapachach,ale dzięki temu robi się jeszcze cieplej, bardziej miękko i przytulnie. Wanilia przestaje być szorstka i gryząca.

Vanille Exquise zaliczyłabym do bezpiecznych słodziaków. Takich , które spełniają obietnice słodkości,dają odrobinę ciepła zimą i niczym nie zaskakują. Spoczywają sobie cicho, w prawie niezmienionej formie i lekko przyduszają przez parę godzin.


Opakowanie- jak to u Annick. Dosyć ładny i trochę tandetny flakonik 50ml :)

Trwałość-średnia

Gdzie pasuje- wanilia na typowo chłodne jesienno- zimowe klimaty. Na lato zbyt dusząca.

Komu pasuje- wydaje mi się, że spodoba się tylko wielkim wielbicielkom waniliowych słodyczy. Bo pozostali chyba nie znajdą w tych perfumach nic ciekawego.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: dzięgiel, nuty migdałowe

nuta serca: absolut wanilii

nuta bazy: benzoin, drzewo gwajakowe, białe piżmo


Ilustracje z Deviantarta. Autorzy:
Staldren

wtorek, 10 listopada 2009

Guerlain - Jicky



Jicky mnie powaliło. Sprawiło,że jak w gorączce zaczęłam przeszukiwać polskie strony, na których nabyć można różne pachnące cuda. Bezskutecznie. Więc z narastającym pragnieniem zabrałam się za serwisy zagraniczne. I chyba zacznę oszczędzać, bo jak już można gdzieś trafić na ten zapach, to raczej trzeba za niego słono zapłacić.

Rozpoczęcie Jicky jest bardzo świeże-lodowata,oszroniona lawenda, w towarzystwie suszonego rozmarynu, pływa w schłodzonym soku cytrynowym. Po paru minutach któryś ze składników ujawnia ślady 'złego przechowywania', bo wyczuwam jakąś lekką nutkę zepsucia. Nieświeżości.
Ale nie należy się tym zrażać, bo jak stęchlizna nieco się wywietrzy , to Jicky odkrywa swój pełen potencjał.

W tej fazie ciężko określić co się czuję-na pewno dalej czuje lawendę. Co jakiś czas wiatr niesie chłodne, ziołowe akordy aromatycznego rozmarynu. Całość łagodzi tonka. Przy niektórych aplikacjach mogłabym przyrzec,że wyczuwam wibrujący, pikantny cynamon, który wprawia lawendowo-ziołowe, wonne nitki w rozedrganą całość. Jednak następnym razem wibrujących nut nie czuję i zastanawiam się , czy rzeczywiście coś się poruszyło w ziołowym buszu, czy może tylko mi się zdawało.


Ostatnia faza Jicky również jest zmienna. Czasami czuje lawendę i zioła utopione w waniliowym budyniu,a kiedy indziej różę w gęstym , mlecznym obłoku słodkawego opoponax'u i wanilii.

Bardzo cenię sobie Jicky. Przede wszystkim za piękne oblicze lawendy i za zmienność. Bo rzadko znajduję perfumy, które mogą mieć tyle twarzy [szczególnie na jednej osobie]]. Najbardziej lubię, gdy Jicky w pierwszej fazie pokazuje mroźne, lawendowo-ziołowe oblicze, by potem rozedrgać się i pulsować jak pająk w szarpanej wiatrem pajęczynie.
W ostatniej fazie lubię dalej czuć lawendę. Nawet jeśli w słodkiej-kremowej postaci mniej mi się podoba niż w rześkiej, to i tak ma w sobie urok.

Poza tym Jicky jest jak piesza wędrówka przez 'czyste' tereny. Na początku czujemy chłód poranka. Pierwsze promienie słońca, które są wystarczająco silne ,żeby razić w oczy , lecz za słabe , by rozgrzać skórę budzą dość brutalnie. Błyskawicznie pobudzają.
Potem powietrze powoli się nagrzewa,a wiatr niesie ze sobą mnogość zapachów łąk i pól .
Wieczorem, zmęczona 'zapachowymi' wrażeniami, układam się w miękkim kocu. I w snach, wśród tej całej miękkości nawiedzają mnie duchy woni, które dziś mnie zachwyciły. To całe Jicky...

Opakowanie- występuje w bardzo wielu wersjach flakonu. Są flakony zupełnie proste,są z kryształkami [do ponownego napełnienia] i pewnie jeszcze parę innych. Mi najbardziej podoba się wersja 'limitowanek' Guerlain'a przyozdobiona 'drapieżnym ' piórkiem [i oczywiście ta 'forma podania' jest najdroższa :(]

Trwałość- dobra

Gdzie pasuje- Jicky należy do zapachów uniwersalnych.Moim zdaniem sprawdzi się w każdej porze roku i na prawie wszystkie okazje [ok-do sukni balowej nie pasuje :P]

Komu pasuje- unisex. Choć raczej skłaniałabym się się do 'bardziej damski' ze względu na miękkie, słodkawe zakończenie.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: lawenda, rozmaryn, bergamotka

nuta serca: róża, jaśmin, pelargonia, bób tonka

nuta bazy: nuty drzewne, wanilia i opoponax

Art'y by:
Hamsterfly
Bellatina

poniedziałek, 9 listopada 2009

Christian Dior - Addict


Gdy poznałam Addict zapłonęłam pożądaniem. Chciałam go mieć, czuć. Długo, dużo, mocno...

I tak jak intensywna była moja żądza po pierwszym kontakcie, tak szybko opadła. Niewielka ilość Addict'a zagasiła ogień i namiętność. Na szczęście zanim kupiłam sobie własny flakon :)

A teraz do rzeczy:
Addict od początku jest pysznie słodki. Mami lekko pudrową wanilią. Dosyć 'świeżą' [niestęchła :)] i nie tak przytłaczającą jak ta, w Hypnotic Poison. Do tego czuć w nim coś lekko kwaskowego, ożywiającego i odurzający zapach kwiatów [tworzących na tyle ładny bukiet,że nie chce mi się ich rozbijać na czynniki pierwsze, bo jeszcze przestanie mi się podobać :)] . Początek jest na prawdę ładny-mocny, słodki , otulający. I to on rozkochał mnie w tych perfumach.

Ale potem już mniej mi się podoba . Słodka , sypka wanilia zaczyna coraz mocniej mieszać się z kwiatem pomarańczy,a to połączenie zwyczajnie nie jest w moim typie. Neroli wolę czuć w świeższym i bardziej kwiatowym towarzystwie. Na szczęście, gdy wtulę nos w nadgarstek, czuję jeszcze ładną różę.Ale co z tego, skoro i tak 'późny' Addict to na mnie głównie duet: wanilia + pomarańcze ? Para smakowita,ale bardziej dla podniebienia, niż dla [mojego] nosa].

Ogólnie Addict jest zapachem wartym uwagi. Pierwsze 1-2 godziny na prawdę pachną na mnie ładnie i gdyby nie dominujący później kwiat pomarańczy, to może dalej czułabym coś do zawartości prostego , granatowego flakonika, ze złotym 'pipkiem' :p

Opakowanie- dosyć wygodne. I na tym kończą się jego zalety, bo całość jakoś specjalnie nie przypadła mi do gustu. Do zapach8u też według mnie średnio pasuje

Trwałość-dobra

Gdzie pasuje- zapach najlepiej sprawdzi się w jesienne i zimowe wieczory.

Komu pasuje- damski

Nuty zapachowe
nuta głowy: liść mandarynki, kwiat mimozy (jedwabnej akacji)
nuta serca: kwiat królowej nocy (kaktus orchidea), róża, jaśmin, kwiat pomarańczy
nuta bazy: wanilia, drzewo sandałowe, bób tonka.