Często jest tak, że już sama nazwa perfum zachęca do kupna. Jeśli kobieta szuka zapachu seksownego, działającego na płeć przeciwną, a kupuje 'w ciemno', to co wybierze? Coś, czego już nazwa promienieje seksapilem. Może 'Agenta Provocatora', może 'Heat', a może właśnie Bas de Soie, czyli Jedwabne Pończoszki.
I te, które postawiłyby na pończoszki od Lutens'a oczekując gorącej atmosfery, napięcia towarzyszącego prowokacyjnemu, powolnemu ściąganiu jedwabnej bielizny czy zrywania wspomnianych pończoch w namiętnym szale, mocno by się zawiodły... Bo Bas de Soie z gorącem czy namiętnością ma niewiele wspólnego. Przynajmniej przez większość czasu.
To nie czarne 'wabiki' do pasa zdobione fantazyjną koronką ,a samonośny, czysto użytkowy element garderoby powabnej urzędniczki. Pani, od której emanuje dystans sprawowanego urzędu, informującej chłodnym tonem, co trzeba wstawić w 'luki' PIT-u.
Otwarcie zapachu jest odstraszająco chłodne.Najmocniej czuć hiacynty-takie prawdziwe, ogrodowe, dobrze podlane. O kolbach bogato zdobionych błękitnymi kwiatkami. Poza nimi czuć tylko chłód kropli wiosennego deszczu. Całość jest przeszywająca, odrobinę kolońska i taka....sztywna. W zapachu nie ma za grosz intymności.
W rozwinięciu Bas de Soie nieco łagodnieje. To znaczy- nie staje się przymilne, czy przytulne, ale hiacynty, które dalej grają pierwsze skrzypce, okraszono odrobiną irysa i piżmowego pudru. Dlatego zapach ostatecznie definiuje swoją płeć- staje się kobiecy, ale w trochę wyniosły sposób. Jest niedostępny, chłodny [wręcz metaliczny], ale i elegancki. Stąd wrażenie 'oficjalności' i moje 'urzędnicze' skojarzenia, które rozwijają się w kierunku nawet seksownym. Dodatek piżma i irysa kojarzy mi się z klimatami z pogranicza retro i pin up style. Czyli coś jak Audrey Horne z Twin Peaks [grana przez Sherilyn Fenn] :)
Trzecia faza jest podobna do drugiej. Tyle, że bardziej rozmyta i mocniej piżmowa. To, że oryginalna, hiacyntowa nutka pobrzmiewa również i w tej fazie sprawiło, że udało się uniknąć 'rozmydlenia' piżma.
Bas de Soie jest zupełnie inny, niż większość zapachów Lutens'a. Nie jest gęste, zawiesiste. Poskąpiono w nim słodyczy, a dodano przestrzenności i dystansu. W sumie to ciekawy zapach...przynajmniej dla kogoś, kto lubi hiacynty. Ja może i lubię na nie patrzeć, ale zapach zawsze uznawałam za raczej odstraszający :) Dlatego 'Pończoszki' od Serge'a nie mogły wpisać się na listę zapachów , które lubię.
Opakowanie- flakon z eksportowej kolekcji Lutens'a. Pojemność - 50ml.
Trwałość - dobra
Gdzie pasuje- zdecydowanie na sezon wiosenno-letni jako zapach dzienny. Dobry do pracy, na uczelnię, oficjalne spotkania. Na romantyczne randki i nocne 'ekscesy', według mnie zupełnie się nie nadaje. No chyba ,że partner uwielbia zapach hiacyntów :)
Komu pasuje- unisex, ale raczej damski [jak sama nazwa wskazuje]. Może i Bas de Soie nie byłby na mężczyźnie równie zabawny, jak widok pana w 'prawdziwych' jedwabnych pończoszkach, ale kwiatowe i pudrowe nuty są tak wyraźne, że perfumy kojarzą mi się mocno kobieco
Nuty zapachowe:
hiacynty, galbanum, nuty przyprawowe, irys, piżmo
Ilustracje:
1) http://scarletstyles.blogspot.com/2010/04/fashion-flashback-twin-peaks-turns-20_16.html
3) hiacynt obok by http://blueanomis.deviantart.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz