Według oficjalnego opisu zapach nazwano na cześć wiatru Harmattan, suchego, kurzowego wichru pustynnego. Czyli to kolejny wietrzny zapach i następny ciepły wicher po Chergui.
Harmatan rozpoczyna się wręcz tragicznie. Zapachem alkoholu i słonej, surowej skóry, startych na zeschły pył ziół, cytrusowym kwasem i odrobiną drewna...dramat po prostu. Rzeczywiście wietrzysko strasznie nieprzyjemne. Do tego wydaje mi się, że wśród ziół czuję pokrzywę. A herbatka z pokrzyw... no... powiedzmy,że nie jest moim ulubionym trunkiem :D
Po chwili niby jest lepiej. To znaczy-zapach przestaje męczyć, ale i tak mi się nie podoba. Czuję napar z pokrzywy, niezidentyfikowane suszone zielsko ze słonym posmakiem, odrobinę jaśminu, drewno i niedojrzałą marchew. Ze względu na dorodną, soczystą karotkę nie mogłam zaprzyjaźnić się z Zagorskiem. A co dopiero mam powiedzieć na zieloną, gorzką w smaku końcówkę zapiaszczonego korzenia?!
Na szczęście marchewkowy posmak pojawia się i znika, więc są takie chwile, kiedy wącham nadgarstek i nie krzywię się. Wtedy czuję suszone drewno, północny chłód cedru, zeschłą szałwię i ciągle tą pokrzywę. A wszystko zakonserwowane słonym, morskim powietrzem.
Trzecia faza rodzi trochę słodyczy, ale pozostaje chłodna.W sumie to dziwne- zapach nazwano imieniem gorącego, pustynnego wiatru, a perfumy na mojej skórze są przerażająco zimne. Poza słodką nutką nie wyczuwam tu nic rozgrzewającego, kojarzącego się z Harmattanem. Czuję raczej białą pustynię , gdzie z pod śniegu wyglądają zeschnięte, zmarznięte, ostre łodygi, a ciemne, nagie drzewa straszą powyginanymi, suchymi konarami i łuszczącą się płatami, szorstką korą.
Od tych perfum oczekiwałam wiele- gorąca i pylistości pustynnej burzy, mroczków przed oczami, egipskich ciemności. A jedynym skojarzeniem z 'noir' jakie tu odnajduję, to mikstura starej trucicielki uwarzona z pokrzyw, szałwii, i [być może] wilczej jagody. A dla niepoznaki w tym całym zielono-brunatnym szlamie pływa niedogotowana marchew. Tak dla niepoznaki, że to niby zupka szczawiowa :)
Dopiero trzecia faza pokazuje mi łaskawsze oblicze. Suche, trochę herbaciane, słodkie i chłodne.Znacznie łagodniejsze i przyjemniejsze. Ale nawet ta najładniejsza faza nie jest dla mnie szczególnie atrakcyjna.
Opakowanie- flakon charakterystyczny dla marki z dużą 'jedenastką' w centrum. Prosty i schludny, ale zupełnie nieciekawy :)
Trwałość - dobra
Gdzie pasuje- na wiosnę i lato [+ ew. jesień] jako zapach dzienny
Komu pasuje - unisex chylący się bardziej ku męskiemu pierwiastkowi.
Nuty zapachowe:
aromatyczne suszone drewno, suszone kwiaty, zioła, cedr, suszony jaśmin, cytrusy, mięta
Ilustracje:
1) http://dianae.deviantart.com/gallery/
2) http://lilifilane.deviantart.com/gallery/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz