wtorek, 19 października 2010

Profumum Roma - Fumidus

...czyli zalane monstrum.

Przyznaję, że wymiękam. Przy pierwszym teście wytrzymałam i z naiwną wiarą , że Fumidus pokaże mi piękne [oraz ciekawe] oblicze, trzymałam go na nadgarstku cały dzień. Dziś wiem ,że urok Fumidusa jest więcej niż wątpliwy]. To prawdziwy potwór- cuchnący, śliniący się i bełkoczący. Monstrum zalane w trupa 'łiskaczem'...
Nie ma mowy o 'polubieniu', a nawet z tolerancją jest kiepsko.  Na sobie na pewno nie mam zamiaru go więcej znosić [a jak ktoś tym będzie pachniał w tramwaju, to pewnie dyskretnie się odsunę. I ze względu na zapach, i podejrzenia ,że możne mu się 'ulać'].

Od początku Fumidus jest alkoholowy. Kojarzy mi się nie tylko z takim świeżym whiskey w butelce, ale i wyziewami nieco już strawionego alkoholu. Do tego w pierwszej fazie czuję...łuskany słonecznik. I jak się okazało nie ja jedyna, bo mój brat i mama zawyrokowali to samo. Do tego oni bardziej czują słonecznik niż whiskey :) Zresztą-nie lubię zapachu ani jednego, ani drugiego.



















W drugiej fazie Fumidus pozostaje odrażający. Dalej pachnie whiskey [bardziej nie lubię chyba tylko brandy :P]. Tym razem w starej, drewnianej beczce stojącej w jeszcze starszej piwnicy. Wyraźnie czuć dębową goryczkę, w wersji znacznie mniej szlachetnej i mniej przyjemnej niż w Chene. Drewno nasiąkające alkoholem musiało stać tak wiele lat. Teraz praktycznie dałoby się klepek wysysać wysokoprocentowy trunek.
Gdzieś w tle czuć lekką nutkę stęchlizny. Tak jakby powietrze stało w miejscu. Nie ma żadnego przewiewu-lekkiego podmuchu, który oczyściłby atmosferę. 
Ten cały zaduch i alkoholowe 'wariacje' stawiają przede mną obraz nalanego, podstarzałego [czyt. po latach 'praktyki'] pana. W dawno niezmienianym odzieniu i z obślinioną flaszką w dłoni. Zaprawieńca-specjalisty od mocnego alkoholu, którego oddech upija nawet muchy kręcące się w okolicy zapoconej koszuli.

Ogólnie: zapach jest gorzki do granic wytrzymałości. Straszliwie wytrawny. Chwilami cierpki [brzozo, ty mi to czynisz?]. Gdy wącham nadgarstek z bliska- prawie 'zatyka'.


Opakowanie- ładny [za ładny dla tego zapachu :P], prosty flakon.

Trwałość- niestety dobra :P

Gdzie pasuje- najchętniej napisałabym 'nigdzie'. Na pewno nie nadaje się na eleganckie przyjęcia. W dusznych pomieszczeniach ma właściwości mordercze.

Komu pasuje- unisex. Bardziej męski niż damski. Tak jak na mężczyźnie jestem w stanie sobie jakoś wyobrazić tą 'ostrość' i gorycz, tak na kobiecie wcale.

Nuty zapachowe:
[deklarowane. Ale mi się wydaję ,że skład jest niepełen :P]
wetiwer, brzoza, whisky, dąb

Ilustracje Deviantart'a. Autorzy:
http://zaidoigres.deviantart.com/
http://randis.deviantart.com/

4 komentarze:

  1. Pojechałaś po bandzie, nie ma co... :)

    A to taki ładny i uroczy zapach. ;PPP

    OdpowiedzUsuń
  2. No uroczy to on nie jest :D, ale na mnie pachnie listopadowym, mocno zadymionym ogniskami, ogołoconym z liści lasem pod szarym niebem :) I lubię go, chociaż nie globalnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wytrzymałam z Fumidusem zaledwie godzinę (dwie próby), ale za każdym razem kończyło się przepoteżną mmigreną. zatem jak na razie próby sobie odpusciłam :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja za pierwszym razem katowałam się cały dzień. Na szczęście nie globalnie. Czułam się jak menel :<
    Potem wytrzymywałam krócej, ale chciałam dać mu szansę [w końcu Kryminalna Tuberoza Lutensa uprawia na mojej skórze totalną samowolkę-raz jest piękna, raz zionie fekalnym jaśminem]. Niestety, Fumidus jest na mnie niezmiennie paskudny :)

    OdpowiedzUsuń