poniedziałek, 4 stycznia 2010

Serge Lutens - Ambre Sultan


Przy pierwszych testach Ambre Sultan powiedziałam tym perfumom 'nie'. I jakoś nie chciało mi się 'zajmować nadgarstka' sułtanem, gdy miałam okazję 'psiknąć' sobie nań czymś innym. Pewnie długo jeszcze czekałby sułtan na te parę słów o nim , gdyby nie nadarzyła się okazja do przygarnięcia próbki. A teraz krótka notka o 'Jego Wysokości' , bo po dzisiejszych testach ,wolę go mieć z głowy :)

Już samo otwarcie zapachu sprawiło ,że zmarszczyłam nos. Paskudne ,alkoholowe wyziewy mieszały się w nim z garścią bazarowych przypraw. A pijany kupiec mieszał ziarna i susz spoconą dłonią, kolejno podtykając mi pod nos garści pełne swoich 'specjałów'. Nie rozumiałam bełkotu, brzydziłam się dłoni i najchętniej bym uciekła, gdyby silna mieszanina zapachów nie zawróciła mi w głowie.

Padłam. Ucichły zmysły.

Gdy dochodziłam do siebie,a myśli zaczęły przybierać jakieś kształty ,miałam nadzieję zobaczyć przed sobą arabskiego księcia wśród złota i oparów tlącej się mirry [na prawdę miałam nadzieję,że w AS będzie mirra! :(] . Bogatego, młodego sułtana czekającego, ze zmartwieniem w czarnych oczach na moje przebudzenie.
Uchylam oczy, a w ramionach trzyma mnie...ten sam spocony kupiec! Jedną brudną ręką podtrzymuje mi głowę, a drugą podnosi do ust butelczynę arabskiej alpagi. Gdy zauważa moje ogłupiałe spojrzenie, znowu zaczyna bełkotać i sypać na około ziarnami z koszy.




















Nie takiego księcia chciałam ujrzeć :) Może i Ambre Sultan jest zapachem orientalnym,ale bardziej w znaczeniu kulinarnym , niż turystycznym. Mieszanka przypraw przypomina mi 'zapachowy' chaos z arabskich bazarów. Do tego alkoholowe oddechy 'zaczepiające' nozdrza w pobliżu każdej knajpy i ciężka, zawiesista, oleista ciecz.

I tak jak alkohol dość szybko wietrzeje, tak wrażenie tłustości i kuchennej pikantności pozostaje. Tak mógłby pachnieć macerat do pieczenia kurczaka. Ja nie mam zamiaru kojarzyć się sobie z ogołoconym z piór, bezgłowym ptaszyskiem. Trupem 'wymasowanym' po chropowatej skórze curry i oliwką. A pachnąc Ambre Sultan czułabym się albo jak wspomniane nieszczęśliwe ptaszysko,albo jak kucharz w arabskiej knajpce.

Dopiero po dłuższym czasie, obok kolendry, liścia laurowego i strasznie irytującego mnie zapachu innej przyprawy, którą znam z woni, lecz nie z imienia [ gotowanie nie jest moją mocną stroną, dlatego z przyprawami, których zapachu nie lubię, mam niewielki kontakt :)] pojawia się zapach drogiego drewna sandałowego. I z jednej strony całość jakoś lepiej 'wygląda' ,ale mimo wszystko jedno do drugiego pasuje jak perski dywan do chlewu :P


Opakowanie- występuje w prostym flakonie z serii eksportowej i w pałacowym dzwońcu

Trwałość- niestety, arabscy kupcy potrafią się na długo przylepić :p

Gdzie pasuje- zapach jest ciężki, mocny i tłustawy, dlatego najlepiej pasuje na zimę.

Komu pasuej- unisex.

Nuty zapachowe:
nuta głowy:
kolendra, liść laurowy
nuta serca:
mirt, korzeń angeliki
nuta bazy: sandałowiec, paczula, balsam tolu, styraks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz