piątek, 19 czerwca 2009

Demeter - Poison Ivy



Zatruty Bluszcz Demeter kupiłam w ciemno. Głównie ze względu na intrygując nazwą i na to,że lubię sposób , w jaki na kartach Biblioteki Demeter maluje się zieleń.
Miałam nadzieję,że zapach okaże się nie mniej interesujący, niż jego nazwa...

Po pierwszym teście miałam mieszane uczucia. Spodziewałam się czegoś innego-cierpkiej kropli trucizny, której w malutkim flakoniku jakoś nie było :)
Przy następnych testach doceniłam nieco inny urok 'tego' bluszczu.

Wspomniana wcześniej zieleń jest w Poison Ivy ciemna, dojrzała, chłodna. To bluszcz stary, rosnący w cieniu i wilgoci od wielu, wielu lat. Przeszedł nieco nutką wilgotnej ziemi , w którą wczepił się korzeniami, ale dalej pachnie głównie 'sobą'.

A co z trucizną?
Ukryła się wśród gęstwiny małych listków, w postaci słodkich , lepkich kropli, które ściekając powoli, leniwie po łodygach i liściach kuszą, czarują, uwodzą...
Trzeba przyznać, że taka trucizna zbierze większe żniwo, niż gorzki jad.

Nie żałuję,że dałam się skusić nazwie tych perfum.Są wystarczająco dziwne,żeby mi się spodobać i raczej nie często zapach łączy w sobie nuty zielone ze słodyczą - w tym przypadku cukrową , jakby z niewielkim dodatkiem ambry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz