Od jakiś dwóch miesięcy, co jakiś czas niucham sobie starutką, lawendową Allegorię, która raz przedstawia mi się jako ładna, szorstka, surowa lawenda,a kiedy indziej po prostu cuchnie złośliwie na nadgarstku jak brudny, spocony żul, który po upojnej nocy przysnął w śmietniku warzywniaka [coś mi szczypiorem,albo cebulą jedzie. Do tego pojawia się jakaś nutka nieświeżych roślin].
Sama nie wiem czy to wina mojego nosa, kapryśnego charakterku tej lawendy czy może zramolenia kwiecia [ w końcu zapach jest produkowany od 1999r. :/].
Niestety mam tylko odlewkę i nigdy wcześniej nie miałam okazji porównać 'na 100% świeżej' wody z tym co mam teraz.
W każdym razie , to co wącham dziś jest mieszanką nadgniłego szczypiorku wsadzonego do jednego wazonu z pleśniejącymi stokrotkami [w rozwinięciu :)]. Z lawendą ma to niewiele wspólnego. Jeszcze tydzień temu zapach wydawał mi się lepszy...a patrząc na niektóre 'stare' recenzje zapachu [np. na fragrantica.com], to tamci musieli wąchać coś innego.
Niestety, na podstawie tej próbki nie jestem w stanie stwierdzić nic konkretnego poza tym ,że na 'Lavande Velours' dalej obecne w obrocie trzeba bardzo uważać, bo lawenda, pleśń i szczypior to kiepskie połączenie, a perfumy mogą mieć już nawet po 11 lat.
Kto wie-może jeszcze trafi mi się jakaś świeża próbka LV. Wtedy pojawi się vol.2 ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz