Wydaje mi się,że jeśli ktoś poznał i polubił Poison Ivy, to Ivy też mu się spodoba. A jeśli jedna z 'odmian' bluszczu nie przypadła mu do gustu, to po drugą raczej nie ma po co sięgać, ponieważ zapachy są podobne. I jak dla mnie oba przyjemne.
Ivy w otwarciu jest ciemnozielone, soczyste. Podobnie jak w przypadku Poison Ivy, czuć tu nutkę słodyczy. Tym razem nieco delikatniejszą.
Z biegiem czasu zapach robi się mniej słodki i świeższy niż jego Trujący kolega. Listki dalej są ciemne, dojrzałe i żywe,ale Ivy nie pachnie już tak 'dziwnie' jak PI.
Może po prostu się do tej 'dziwnej zieleni' przyzwyczaiłam? :)
Co jeszcze różni oba zapachy? Ivy sprawia wrażanie bardziej 'stłumionego'. Wydaje mi się 'łatwiejsze' w odbiorze i 'bezpieczniejsze' przy konfrontacji z otoczeniem niż PI.
W tym przypadku również kompozycja skupiona jest na samym bluszczu. Nie ma tu praktycznie śladu otoczenia-ani mrocznego lasu, ani cmentarnego nastroju [mi jakoś bluszcz najbardziej kojarzy się właśnie z cmentarzem-przez Gdańskie 'Srebrzysko' na którym jest więcej bluszczu niż w jakimkolwiek innym miejscu, w którym byłam].
W każdym razie Ivy przypadł mi do gustu. Na razie nie mam w planach zakupu większej ilości. Skończę flakonik 15ml, przyzwyczaję się do niego i zdecyduję , którą odmianę zieleni wolę. Zresztą zostało mi jeszcze sporo Poison Ivy.
Opakowanie-charakterystyczne dla marki.
Trwałość-jak na Demeter niezła. Potrafi 'przetrwać' do ok. 4 godzin
Gdzie pasuje- wydaje mi się,że zapach najlepiej sprawdzi się wiosną. Nie lubi chłodu :)
Komu pasuje- unisex.
Ilustracje z Devianart'a. Autorzy:
InertiaK
$micahgoulart
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz