niedziela, 18 października 2009

Annick Goutal - Encens Flamboyant [seria Les Orientalistes]


Tak jak kadzidła bardzo lubię i przeważnie dobrze się w nich czuję, tak Encens Flamboyant strasznie mnie drażni. To jedne z niewielu kadzideł, których 'nie trawię'.

Na samym początku jest po prostu bardzo spalone. Ciemne, strawione i mocne. A potem jest gorzej. Dym staje się wędzony. I to słowo najlepiej określa te perfumy. Od początku do końca czuję się jakbym pracowała przez tydzień w wędzarni i nie miała dostępu do bieżącej wody. Chwilami przychodzą mi do głowy jeszcze skojarzenia z piecami krematoryjnymi. Szczególnie w ponure dni i ciemne wieczory.

Analizując nuty zapachowe, mogę powiedzieć ,że czuję:
kadzidło-ciemnoszare, gryzące i wędzone
pieprz-pogarszający wrażenie 'gryzienia' dymu
gałkę muszkatołową-wyczuwalną, gorzką w późniejszych fazach
drzewo-może i jest. Spalone, zwęglone i pewnie jeszcze zagaszone kubłem wody

Zapach jest dla mnie nieznośny od początku do końca. Z zastrzeżeniem, że potem jest lepiej o tyle,że całość staje się mniej intensywna i w związku z tym mniej nieznośna. Poza tym po paru godzinach Encens mimo wszystko wydaje się bogatszy. Znajduję w nim więcej nut,ale i tak dzień z EF to dla mnie męczarnia.

W tym przypadku nie mam wątpliwości ,że producent i spółka się na mojej perfumowej zachłanności nie wzbogacą, bo nie mam zamiaru Flamboyant'em pachnieć. Ani na co dzień, ani od 'święta'. Na 'dawanie szansy' też nie mam ochoty :)

Opakowanie- występuje w damskiej i męskiej wersji opakowania. Damska mieści w sobie 50ml tego potwornego płynu,a męska aż 100ml. Ta druga jest nieco mniej ciekawa-prosta, klasyczna, kanciasta,ale bardziej opłacalna.

Trwałość- niestety, na mnie bardzo dobra :)

Gdzie pasuje- na jesień i zimę.

Komu pasuje- unisex.

Nuty zapachowe:
kadzidło, czarny pieprz, różowy pieprze, żywica kadzidlana, gałka muszkatołowa, balsam z jodły, drzewo mastykowe

Ilustracje z Deviantarta. Autorzy:
Blepharopsis
Coffea

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz