środa, 15 grudnia 2010

L'Artisan Parfumeur -Passage d’Enfer


czyli Piekło w wersji 'Light'.

'Wrota Piegieł'. Piękna nazwa. Jakże sugestywna. Chwytliwa. Obiecująca. Przywodząca na myśl mistyczne przejście między naszym, ludzkim światem i tym nieznanym. Gorącym, okrutnym miejscem, gdzie odgłosy bulgotania kotłów zagłuszają jęki i skowyt potępieńców. 
Właśnie! Z tymi kotłami to już przestarzała wizja. Tradycyjne piekło upada w wyobraźni ludzkiej i diabły chyba musiały się zając inną profesją. Z nudów niektóre wymyły kotły i zajęły się pędzeniem naparów o wątpliwych właściwościach. Inne, te jeszcze bardziej znudzone, grzebią się w żyznej, piekielnej ziemi i pielęgnują ogródki...bo inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć tej zmiany w piekielnych 'klimatach'...

Passage d’Enfer miało być kadzidlane. Powiązane z piekielnymi czeluściami, dymem itp. I kadzidło jest. Ale w wersji wyjątkowo ugłaskanej, mało ognistej i na pewno nie 'buchającej'. 

Otwarcie zapachu sprawiło, że zadałam sobie pytanie 'czy to piekło zielarza?'. Takie miejsce dla wąskiej grupy skazańców, którzy będą w stanie zrozumieć specyfikę takich właśnie tortur. Nie wiem. Może chodzi o bezczeszczenie leczniczych naparów, albo deptanie jakiś wyjątkowo cennych ziół szatańskimi racicami? Bo w otwarciu czuję głównie jakieś zielsko zalane alkoholem. Potem trochę nut drzewnych i palone badylki. Nic specjalnego. Bez czaru, energii, dynamiki.

Rozwinięcie zmienia mojego zielarza w umartwionego ogrodnika. Bo znów diabelskie tortury przechodzą na grunt nieco dziwny. Żadnego gorąca, mroku, ni cierpienia. Zapach staje się bardziej kwiatowy. Na mojej skórze dominuje róża i [nawet ładne] nuty drzewne. Głównie, wilgotny jeszcze, cedr. Na szczęście kadzidło zaczyna wznosić się białą strugą i bardziej przypomina 'święty dym', niż zapach wypalanych chwastów. 

Po czasie pojawia się również zapach lilii i Passage d’Enfer staje się dość ładnym zapachem kwiatowo-kadzidlanym. Moje skojarzenia bardziej wędrują w stronę jakiś 'sympatycznych',wiosennych obrządków, niż diabelskich rytuałów, ale i tak nie jest źle. Tyle, że nie tak jak miało być.
Teraz perfumy są kobiece, subtelne, ale 'obciążone' dymnym, nieco ziołowym kadzidłem. 
Trzecia faza, niestety sprawia ,że Passage d’Enfer oceniam jako 'mierne'. I nie chodzi tu nawet o brak zgodności między moimi oczekiwaniami, a rzeczywistym brzmieniem zapachu. Po prostu aromat jest tak mało intensywny, że prawie go na mnie nie czuć. A z tego, co na mojej skórze pozostaje, najmocniej czuć nuty kadzidlano-drzewne. Raczej pospolite i 'szablonowe'. Zmiękczone piżmem. Do tego, ostatnimi siłami trwa na mnie zapach kwiatów i wychodzi 'okadzone', kwiatowe mydełko.

Passage d’Enfer zawiodło mnie. Przede wszystkim razi mnie 'bliskoskórność' zapachu. Nawet, całkiem ładna, druga faza jest wyczuwalna dopiero z  bliska. Do tego dochodzi niewielka trwałość. Za taką cenę chcę pachnieć [a niech już obniżę standardy] co najmniej pół dnia. Tymczasem zapach trzyma się na mnie ze 3 godziny. 

Opakowanie- charakterystyczne dla marki.

Trwałość- słaba. Zapach utrzymuje się na mojej skórze ze 3 godziny.

Gdzie pasuje - na wiosnę, lato i wczesną jesień jako zapach dzienny.

Komu pasują- unisex. Bardziej damski [róże, lilie...], niż męski

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: róża, imbir
Nuty serca: kadzidło, biała lilia, drzewo cedrowe, kora aloesowe
Nuty bazy : benzoes, sandałowiec, nuty piżmowe 

Ilustracje:

1) http://zatransis.deviantart.com/art/Nervous-Business-Demon-167762063?q=boost%3Apopular+funny+demon&qo=15

2) http://www.tatoomcity.net/

3) http://www.creativedust.com/gallery.html

4) http://www.philipharland.com/Blog/category/history-of-christianity/history-of-satan/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz