Chypre Rouge niewątpliwie ma mocne 'pierwsze uderzenie'. Początek jest mocny, słodkawy,lekko 'nalewkowy' i ... paskudny. Aż mnie zatkało.
A dalej dla mnie nie jest lepiej. Pewnie przez 'siłę skojarzeń'. Gdy wącham nadgarstek po 'odparowaniu' przypominają mi się rodzinne wyprawy do Lunaparku. Tyle,że nie ta przyjemna, 'rozrywkowa' część,a to czego w Wesołym Miasteczku nie lubiłam. Zawsze w czasie takich wypadów tata kupował mi żelki [pewnie Haribo,ale jako dziecko nie zwracałam uwagi na 'markę, więc pewna być nie mogę :) ]. Zażerałam się tym straszliwie, dopóki nie trafiłam na czarną żelkę [a może była czarno-biała....:)]. Była obrzydliwa, paskudna , straszna. Nie przełknęłabym tego i po prostu ją wyplułam. Straciłam ochotę na wszystkie inne 'kolory' do następnej wizyty w Lunaparku. Potem jeszcze parę razy zdarzyło mi się,że nie patrząc co biorę, 'losując' z papierowej torebki, trafiłam na to czarne paskudztwo. Potem rozróżniałam je po zapachu....i tym świństwem pachnie dla mnie Chypre Rouge. Dlatego zwyczajnie nie może mi się podobać, bo taki zapach był dla mnie 'ostrzegawczy'.
Ale pewnie komuś innemu, komuś bez uprzedzeń, Chypre Rouge może się podobać. Zapach jest ciepły, słodkawy. Jakby narkotyczny. Sprawia wrażenie gęstości i kleistości,a jego słodycz aż 'zatyka '.
Zapach niewiele na mnie ewoluuje.. Jak już przejdzie 'nalewkowa' faza, zostaje na mnie ciągle zapach czarnych, nieprzejrzystych żelek :)
Opakowanie-proste , klasyczne.
Trwałość- na mnie gorsza niż większości Lutens'ów. Trzyma się ok. 4 godziny. Potem już tylko zostawia po sobie mdły ślad.
Gdzie pasuje-raczej na jesień i zimę.
Nuty zapachowe:
nuta głowy: tymianek, sosnowe igły
nuta serca: miód, wosk pszczeli, jaśmin, żelki
nuta bazy: paczula, mech, ambra, piżmo, wanilia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz