Chyba muszę się oduczyć wąchania nadgarstka zaraz po 'psiknięciu'...a jak sama nie dam rady to te perfumy mnie oduczą :) Na początku po prostu śmierdzą-czuję zawilgotniały tytoń. Miałam okazję palić tytoń z shishy [niby cytrynowy :P] i mogę powiedzieć ,że pierwsze nuty Fougere Bengale to właśnie taki zapach. Ale to nie zapach palonego tytoniu. To takie suszone ,wilgotne liście [nie wiem jak się to wytwarza-może to jakiś rodzaj suszenia i fermentacji. Jeśli ktoś wie, to proszę o dokształcenie :)]. Intensywnie pachnące i jak dla mnie piekielnie trudne do odpalenia :P Po paru paru minutach pojawia się zapach lawendy . A właściwie jej cień. Przytłoczonej, zmęczonej, oklapłej.Miałam nadzieję ,że zapach rozwinie się w stronę ukazania pięknej lawendowej duszy,ale niestety lawenda tylko blado się uśmiechnęła i gdzieś zniknęła. Czuję też herbacianą gorycz. Zapach ciemnych świeżo zebranych liści herbaty. Dopiero suszących się w słońcu. A potem czekałam i czekałam,aż wyjdzie z tego 'polowania na tygrysy ' [sugestia marki] coś nowego-albo upragniona piękna lawenda,albo przyjemne odprężające sianko i jakoś się nie doczekałam. Lawendy ujrzałam tylko ten blady, schorowany cień na początku,a siano występuje tu tylko w mocnym połączeniu ze wspomnianym tytoniem- również jakieś zawilgotniałe. W najdłużej trwającej fazie wyczuwam w sumie to co wcześniej:tytoń-świeży, dosyć głęboki, aromatyczny, czarną , naturalną herbatę i zawiesistą, mętną paczulę. Ostatni składnik wyszedł nawet ciekawie , bo paczula w tych perfumach zdaje się balansować na granicy między wersją 'sympatyczną' ,a piwniczną. Jest lekko przykurzona, dodaje zapachowi 'lat', kurzu i powagi ,ale nie straszy 'ciosem mokrą szmatą'. Zdecydowaną poprawą jest to,że zapach stał się znacznie cieplejszy i bardziej suchy. Teraz mogę sobie przynajmniej to siano 'dopowiedzieć'. Odchodząc od nut, skojarzeń narzucanych przez markę itp. mam zupełnie inne skojarzenia na temat całej kompozycji. Mimo,że w zapachu nie ma nut alkoholowych, to mi kojarzy się z whiskey. Z 'ciężkim', poważnym i raczej luksusowym alkoholem. W FB czuć jego wytrawność, gorycz. Dla mnie to ciepła whiskey -jak to niektórzy mówią 'nieprofanowana lodem, ani colą', pita wieczorem, malutkimi łykami w gabinecie. Przy biurku w kolonialnym stylu...bo element 'kolonialności' jak dla mnie perfumy 'wypełniły'. Jest tytoń, jest herbata,ale brak pewnej dzikości. Nie odbyłam podróży w nieznane. Cóż- nie spodobało mi się Fougere Bengale. Może dlatego,że ja chętniej wtuliłabym się w tygrysie futro , niż zapolowała na pasiastego zwierza. Zapach jest dla mnie zbyt mocno tytoniowy, zbyt gorzki. Zupełnie nie otarł się o mój gust.
Opakowanie- jak wszystkie flakony tej marki-ładne i estetyczne
Trwałość-dość dobra.
Gdzie pasuje- wydaje mi się,że ładniej zapach układałby się latem i wiosną. Testowałam go późnym, już nieupalnym latem, jesienią i teraz-późną jesienią i jak było cieplej wypadał lepiej.
Komu pasuje- teoretycznie to unisex. Ale dla mnie to bardziej odpowiednie perfumy dla mężczyzny.
Nuty zapachowe:
nuta głowy: siano, lawenda
nuta serca: tytoń, bób tonka, herbata
nuta bazy: wanilia, paczula Ilustracje pochodzą z Deviantart'a. Autorzy:
Can34
Gnahraf
SanderWit
Jakie perfumy na prezent?
11 miesięcy temu
nie wiem czy dobrze zrozumiałam - jeśli chodzi o kwestię wilgotności tytoniu do shishy - to przez glicerynę:)
OdpowiedzUsuńO-no to już wiem. Bo jak to zobaczyłam, byłam głęboko zdziwiona,że nie jest suchy. Myślałam,że może jakiś zepsuty :D
OdpowiedzUsuńcieszę się, że w tej kwestii mogłam coś powiedzieć;)
OdpowiedzUsuń