
Do recenzji Bois Oriental zabierałam się dość długo, bo jakoś nie mogła się w tym zapachu znaleźć. Ciężko mi było zrozumieć go, wygrzebać coś z tej [dla mnie ] nieco skomplikowanej olfaktorycznej masy. W końcu jednak poświęciłam mu nieco więcej czasu. Poużywałam trochę i pomęczyłam tą niewielką próbkę, która mi została i czuję się gotowa,żeby coś o Lutens'owskim drewienku napisać.
Początek jest niewątpliwie drzewny. Silny, pełen tętniących soków . Tyle ,że soki tych drzew nie wydają mi się do końca czyste. Zdrowe. Nie są ani żółto-zielonym , krystalicznym płynem, ani ciemną żywicą. Mają w sobie coś mętnego, mlecznego. Jakąś dziwną zawiesinę , która początkowo mnie w tym zapachu zaskakiwała i sprawiała,że ciężko mi się było do niego ustosunkować.
Na pewno w tej fazie pojawia się drewno cedrowe-przygotowane inaczej niż np. w Cedre. Tu cedr nie jest ożywiający, optymistyczny , wesoły [ w Cedre urzekła mnie ta słodkawa, tuberozowa nuta, która zupełnie odmieniła dla mnie powagę zapachów drzewnych]. Drzewo już z daleka otula lekka aura niepokoju-wokół snuje się dość gęsta mgła. Opar wilgotny,lecz dymny, kadzidlany, zasłaniający wszystkie mniejsze detale. Czuć w powietrzu,że 'coś jest na rzeczy'.

Poza małymi zbirami czuję jeszcze zapach brzoskwini, która w sumie tylko dodaje tu takiej łagodnej 'kremowości'. W każdym razie na pewno nie staje mi przed oczami 'widmo' brzoskwiniowej 'kulki z meszkiem'.
A co się stało z przyprawami?
I to dobre pytanie, bo w 'spisie treści' widzę ich całkiem sporo. Jednak nie dają jakoś specjalnie po nosie. Zapach dalej jest łagodny. Najmocniej z 'dodatków' czuje tu goździki. Tym razem nie intensywne, palące, a bardziej poważne, spokojne. Cynamonu i kardamonu,albo dodano tylko szczyptę,albo moja skóra jakoś nie 'wybija' z tego zapachu ich nut.

Bois Oriental , tak jak pisałam, było dla mnie trudne. I dopiero po oswojeniu się z nim , zapoznaniu, potrafię je docenić. Potrafię ułożyć sobie pewien obraz i w końcu znalazłam, to co tak mąciło moją wizję . Teraz, nawet jeśli to drzewo jest systematycznie trute,a jego soki mętne, nie boję się go i z jeszcze większym podziwem na nie patrzę. W sumie nie wiem czy kiedyś Bois Oriental zauroczy mnie na tyle,żebym zaczęła go używać. Ale pewnie dam mu jeszcze parę razy szansę. I pewnie jak nadarzy się okazja, żeby kupić jakąś niewielką odlewkę , to się skuszę [jeśli oczywiście będę miała fundusze], bo o zakupie całego dzwońca nie ma mowy. Po pierwsze jest koszmarnie drogi, po drugie przy moich zapasach innych 'oblubieńców' pewnie nigdy bym go nie zużyła. A po trzecie, gdybym już miała bankrutować dla Lutens'owego dzwońca, to pewnie kupiłabym dzwoniec czegoś innego ;)
Opakowanie- piękny,koszmarnie drogi dzwoniec z serii pałacowej.
Trwałość-dość dobra.
Gdzie pasuje-zapach jest na tyle poważny i uniwersalny ,że wydaje mi się,że pasuję na każdą porę i pogodę. Choć najlepiej dla mnie komponowałby się z jesiennymi mgłami.
Komu pasuje - unisex. I właściwie na tym bym poprzestała, choć muszę podkreślić-to idealny zapach dla mężczyzn lubiących fiołki, bo występują tu w takim wydaniu, które nie kojarzy się jednoznacznie z perfumami damskimi.
Nuty zapachowe: kardamon, cynamon, goździki,

Ilusttracje z Deviantart'a. Autorzy:
orangefruits
zenbreeze
PandoraLore_Stock
Schneeengel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz