piątek, 20 lutego 2009

Perfumowe podróże - Egipt

Jadąc do Egiptu miałam wielkie oczekiwania-czytałam o olejkach, fabryce perfum, pięknych flakonikach itp. No i strefa wolnocłowa :) Pierwszy raz leciałam samolotem , więc pierwszy raz miałam okazję rozejrzeć się po 'lotniskowych sklepach.

Jak chodzi o strefę wolnocłową ,to byłam zawiedziona. Zapachów było sporo,ale właściwie tylko te, które mogę znaleźć na półkach Sephory, Douglasa i w sklepach internetowych. Było oczywiście taniej niż w 'stacjonarnych' perfumeriach, ale niektóre sklepy internetowe biły strefę na głowę. Zainteresowało mnie jedynie Hypnotic Poison, bo było w przyzwoitej cenie [ok 200 pln za 50 ml] i Tendre Poison [bo dawno nigdzie tego nie widziałam]. No i może jeszcze Fragile, bo też jakoś nigdy w Gdańsku na to nie trafiłam.

Sam Egipt nie był rajem zapachowym. Śmierdziało wielbłądzim kałem :) Po prostu ,żeby utrzymać zieleń przy hotelach trzeba było wszystko podlewać wodą z jakimś nawozem. Dalej od hoteli było znośnie dla nosa. No ,ale muszę napisać,że poza zapachem było na prawdę super. Na ferie zimowe zdecydowanie polecam [temperatura jak u nas latem, woda miała ponad 20 stopni, mnóstwo atrakcji i nie było kiedy się nudzić.


W niedzielę pojechaliśmy na Old Market. W Sharm el Sheikh [tam właśnie mieszkaliśmy] było to największe zgrupowanie egipskich sprzedawców, handlarzy i naciągaczy-czyli najlepsze miejsce na zakupy [o ile umiało się targować, bo właściwa cena za towar na ogół nie przekraczała 30% ceny jaką sprzedawca 'zaśpiewał ' za pierwszym razem].
Niestety...oryginalnych perfum na pewno tam się nie uświadczy . Wszędzie były olejki zapachowe-ich tamtejsze [o nazwach związanych z Egiptem , lub po prostu z tym z czego były robione] i podróby znanych zapachów. Podróby w sumie były nic nie warte, bo większość w bardzo niewielkim stopniu przypominała pierwowzór,ale niektóre z tamtejszych były całkiem fajne. Nawet skusiłam się na Kleopatrę [skusiłam=dałam się naciągnąć]. Trwałość jest średnia,ale w końcu to olejek-bez alkoholu, utrwalaczy itp. Kupiłam go głównie ze względu na to,ze na słońcu nie powinno używać się 'prawdziwych' perfum z alkoholem. Poza Kleopatrą jeszcze Lotos był całkiem niezły.
Perfumy za alkoholem też były. Po prostu tamte olejki zmieszane z alkoholem. Chyba nawet bez utrwalaczy, bo trwałością nie grzeszyły. Stwierdziłam,że ten swój olejek, to ja sobie sama mogę zmieszać i wersji 'rzadszej' nie kupiłam :)

Poza tym w Sharm nie znalazłam żadnej 'prawdziwej; perfumerii [chociaż pewnie coś tam było w centrum handlowym w Naama Bay, do którego w końcu nie pojechałam,ale nie spodziewałabym się po tym niczego nadzwyczajnego patrząc na egipską strefę wolnocłową-to samo co w Polsce [no ale też mieli Fragile. Poza tym wszystkie Hermesy i śliczne, różnokolorowe miniaturki Baby Doll].

Jedynym cudem Egiptu były flakoniki na perfumy-do wyboru, do koloru. Cała masa szklanych , delikatnych flakoników zajmowała większość półek niektórych sklepów. Można było dostać oczopląsu ;)

Podsumowując - Egipt to świetne miejsce na ferie zimowe [odpoczęłam, wygrzałam, nabawiłam. No i nie dosięgła mnie "zemsta Faraona :)],ale perfumowego raju tam nie znalazłam. Raczej flakonikowy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz