wtorek, 14 września 2010

Balmain - Vent Vert


Czyli z kosą na zielsko :)
Vent Vert to jeden z absolutnych klasyków. Perfumy, które wyryły w historii swoją nazwę...nazwiskami. Podobno był to jeden z ulubionych zapachów pięknej Brigitte Bardot, szalenie charakterystycznej Grety Garbo i książkowego James 'a Bond 'a. Mając tak wyjątkowych fanów, Vent Vert po prostu musiał przetrwać zmiany gustów itp. Nawet jeśli teraz już niewiele osób go używa.

A szkoda, bo przy perfumach Douglasowo-Sephorowych zalatuje wręcz niszą w typie tych monotematycznych, ale nie 'monoskładnikowych' perfum. 

Vent Vert jest esencją zieleni. Dzikiej, rozłażącej się, zahartowanej w walce o wodę i światło. Pachnie zapuszczonym , niepielęgnowanym od lat ogrodem pełnym długich traw, perzu, mleczy i jaśminu [wiadomo- jaśmin to prawdziwy twardziel :P]. Od początku do końca tnie ostrymi krawędziami ździebeł,  paruje drapiącymi oparami ściętej trawy, sączy kwaśne soki. Zachowuje się tak nieprzyjaźnie, że aż chwilami cały ten splątany, rozpasany, roślinny burdel prosi się o parę ciosów kosą. Ale prawda jest taka, że nie chciałabym tego robić.

Pierwsza faza VV jest najtrudniejsza. Cytrusy z alkoholem nadają dziwny posmak galbanum i ogólnie pojętej zieleni [czyt. masie chwastów]. W sumie zapach ma prawie cały czas dziwny posmak, ale na początku jest on odpychający, a potem już tylko osobliwy.

W drugiej fazie czuję głównie lekko kwaśną, zdziczałą zieleń. Bez szlachetności, poprawności, wysłodzenia. Wytrawną, szorstką, nieelegancką. 
A do tego wszystkiego jeszcze dochodzi truciciel jaśmin. Wije się podstępnie, z tymi swoimi małymi, białymi kwiatkami i tylko czekać, aż zacznie cuchnąć...Tyle, że jego  złośliwe opary nawet nieźle komponują się w tym całym nieładzie. Zmieszany z dość wyraźnym hiacyntem i leciutką frezją, układa się w ostrą, drażniącą kwiatową nutę, która podsyca wrażenie surowości i wytrawności zapachu.

Pojawia się również parę ziołowych rebeliantów-zahartowanych w tym trudnym 'terenie', zaprawionych w boju i przesiąkniętych zepsuciem i brutalnością swoich  'niepożytecznych' kolegów tak, że ciężko im teraz przypisać dobre [tj. lecznicze] intencje.
Warto wspomnieć, że w tych perfumach jest coś, co od razu daje wrażenie, że to niemłody zapach. Jakaś taka nutka 'retro', którą czułam np. w Bandytce Pigueta.

Trzecia faza nadchodzi dość szybko i nie jest ni ładna, ni ciekawa. 'Twarda' zieleń flaczeje jak mięśnie podstarzałego kulturysty,po czym, zawstydzona okrywa się smugą piżma. Zapach daje wrażenie lekkiego 'zakwaszenia' na skórze. Nie lubię tego, ale mimo to zastanawiam się nad flakonikiem VV, ponieważ perfumy kuszą wielowymiarowością zieleni, przekorą i chaosem. To jeden z tych zapachów , które odpychając przyciągają, a ja widocznie jestem masochistką :)


Opakowanie- śliczny flakon z 'rozwichrzoną' nakrętką i zieloną kokardką. 

Trwałość- średnia. 

Gdzie pasuje- dobry zapach na wiosnę i lato. Z naciskiem na to pierwsze. Perfumy dzienne.

Komu pasują- teoretycznie zapach damski.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: galbanum, drzewo cytrusowe, kwiat pomarańczy, nuty zielone, indyjskie przyprawy, brzoskwinia, bazylia, limonka
nuta serca: fiołek, frezja, jaśmin, hiacynt, ylang - ylang, konwalia, róża
nuta bazy: irys, sandałowiec, ambra, piżmo, bursztyn, mech dębowy, szałwia, wetiwer, benzoes

Ilustracje:
http://www.atelierwinckler.com/gallery/changing.html
http://fia.cgsociety.org/gallery/874134/
http://folkvangar.cgsociety.org/gallery/580892/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz