piątek, 3 września 2010

Diptyque - L'Ombre dans l'Eau

L'Ombre dans l'Eau to wielki zapach. Nie w ten sam sposób, co majestatyczny , zdystansowany Avignon, ani Black Tourmaline buchające z czeluści. Również nie tak jak mega-klasyk-Chanel nr.5.

L'Ombre dans znalazło swój własny sposób na wielkość. I trzeba mu to przyznać, nawet, jeśli się go nie lubi.

Bo powiedzmy sobie szczerze- to nie jest łatwy zapach do noszenia na własnej skórze. Niewielu chyba czułoby się w nim dobrze 'na dłuższą metę', nawet jeśli wąchany od czasu to czasu,albo na kimś innym się podoba.

Nazwa perfum oznacza 'Cień na Wodzie' i w pewien sposób oddaje nastrój i charakter zapachu.
Atmosfera 'wodnego cienia' kojarzy mi się z miejscem pustym, odludnym. Chłodny wiatr odgarnia włosy z twarzy, przedziera się przez cienkie warstwy muślinowej sukni i spina skórę w dreszczu. Zaraz później słychać plusk wody. Lodowata tafla zamyka się nad muślinem, a długie jasne włosy falą napływają na bladą twarz.I nad lustrem wody zostaje przestrzeń wypełniona śladem-jakby cieniem różanych perfum, niemym krzykiem roztartych bosymi stopami traw, świeżym oddechem ziół...a właścicielka różanego obłoczka? Jest już tylko cieniem w wodzie...

Pierwsza faza L'Ombre dans l'Eau przeszywa chłodem zieleni,otula rozwodnionym, odległym zapachem róż i cuci odrobiną ziół. Potem zapach staje się minimalnie słodszy. Jest to taki dziwny rodzaj słodyczy-jakby soków roślinnych i kwiatów. W żadnym wypadku tandetny, czy cukrowy. Zapach jest wręcz wyniosły. Jak ktoś, kto idąc ulicą, patrzy tak , jakby nikogo innego nie było. Jakby jego wzrok przenikał przez ludzkie ciało.

Dalej kompozycja niewiele się zmienia. Pozostaje lodowaty,wodny, różano-zielony. Świeży, ale nie lekki. Tylko pozornie delikatny. Chłód, który od niego wieje sprawia wrażenie aseksualnej zwiewności. Oderwania od zmysłowego ciała, przeniesienia na stopień duchowej obojętności: będzie, co ma być- ja jestem ponad tym.

Gdy wąchałam 'Cień na wodzie' z korka 'odlewkowego' atomizera, byłam trochę zawiedziona. Pomyślałam,że takie rozwodnione kwiatki, to nie w moim stylu. A przy pierwszym teście globalnym zmieniłam zdanie. Zapach, mimo pozornej wodności i subtelności ma niezwykłą moc. Taką, że niektórym przeszkadza [np. mojej mamie. Ale mam wrażenie ,że jej przeszkadza każdy mocny zapach, który mi się podoba. Poza Gris Clair. Go nigdy nie rozpoznaje i raz mówi,że też to chce, a kiedy indziej, że śmierdzi :D], innych irytuje, przyprawia o ból głowy, a jeszcze innych w sobie rozkochuje.
Ciekawostka - podobno to ulubiony zapach Catherine Deneuve.

Opakowanie- charakterystyczne dla Diptyque.

Trwałość- bardzo dobra. Trzyma się na mnie od rana, do wieczora.

Gdzie pasuje- dobry zapach na wiosnę i lato. Na dzień i na wieczór. Stosowany zimą, może 'podkreślać' uczucie chłodu.

Komu pasuje- unisex. Bardziej damski, niż męski.

Nuty zapachowe:
cassis, liście czarnej porzeczki, róża


Ilustracje z Deviantart'a. Autorzy:
thienbao
loish
sylphielmetallium

ostatni - Ray Caesar

1 komentarz:

  1. Hisoko, zajrzyj do mnie, proszę. Zostawiłam Ci łańcuszek muzyczny.
    http://sabbathofsenses.blogspot.com/2010/09/666-pieko-i-szatani-czyli-troche-inny.html

    OdpowiedzUsuń