piątek, 2 stycznia 2009

Demeter-Thunderstorm


Pierwsze co przychodzi mi na myśl jak myślę o burzy jest ozonowa świeżość. Potem wyobrażam sobie zapach mokrego zielska...takiego troszkę podniszczonego przez 'ciężkie' krople. Ogólnie zapach burzy jest dla mnie świeży, zielony i odrobinkę mroczny.
Ciekawa mogłaby być też wersja burzy jak z horroru-mrocznej , wilgotnej, z lekko ziemistą nutką...ale mroczność burzy z horrorów jest niczym przy tym co wywąchałam we flakoniku od Demeter. Ta burza to samotność w ciemnej piwnicy.Wilgoć bije ze ścian. To nie jest bezpośredni kontakt z deszczem-to tylko przenikliwa,zimna wilgoć, uczucie dyskomfortu i smutku. Deszcz jest gdzieś na zewnątrz. Przepłoszył szczury i robaki, które pewnie schroniły się właśnie w tej piwnicy, bo w zapachu czuć też lekką nutkę 'brudu'. Takiego trudnego do określenia...

Skojarzenia przy następnych testach-raczej podobne.Poza piwnicą przyszedł mi na myśl jeszcze loch. Z tych samych powodów-brudno, ciemno , wilgotno i 'sam na sam ze szczurami'. Oczami wyobraźni widzę zeschłe zwłoki więźnia. Nie śmierdzące zepsutym mięsem,a tylko starością i śmiercią.

Zapach na mnie nie ewoluuje jakoś specjalnie. Co najwyżej łagodnieje,żeby potem-dość szybko zniknąć.

Trwałość-w tym przypadku na szczęście...jest niewielka.

Opakowania nie warto oceniać-w końcu W Bibliotece Demeter wszystkie książki mają podobne okładki.

Gdzie pasuje?-ciężko zaleźć mi odpowiednie okazje.Ten zapach trzeba po prostu polubić,żeby nosić go gdziekolwiek. Łatwiej mi znaleźć na niego czas, niż miejsce-pasuje do jesieni.

Dla kogo?- raczej unisex

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz